nie sprawił, skoro zaraz po nim tak poważnych wysłano senatorów.
Wszelako rozsądniejsi ludzie nie wierzyli jeszcze w możliwość wojny.
- Źadnej -twierdzili - Rzeczpospolita nie dała przyczyny, a rozejm trwa w całej sile.
Jakżeby to podeptano przysięgi, zgwałcono najświętsze umowy i napadnięto po zbójecku
bezpiecznego sąsiada? Szwecja przy tym pamięta jeszcze rany polską szablą zadane pod
Kircholmem, Puckiem i Trzcianą! Wszakże to i Gustaw Adolf, który w całej Europie nie
znalazł przeciwnika, uległ kilkakroć panu Koniecpolskiemu. Nie będą Szwedzi tak wielkiej
sławy wojennej, w świecie nabytej, na niepewny hazard wystawiać z przeciwnikiem, któremu
nigdy w polu dostać nie mogli. Prawda, że i wojną wyczerpana, i osłabiona jest
Rzeczpospolita; ale z samych Prus i samej Wielkopolski, która w wojnach ostatnich wcale
nie ucierpiała, wystarczy ten głodny naród przepędzić i za morza do bezpłodnych skał
odeprzeć. Nie będzie wojny!
Na to odpowiadali znów trwożliwi, że jeszcze przed sejmem warszawskim radzono już z
namowy króla na sejmiku w Grodnie o obronie pasów granicznych wielkopolskich, że
rozpisywano podatki i żołnierza, czego by przecie nie czyniono, gdyby niebezpieczeństwo
nie było bliskie.
I tak chwiały się umysły pomiędzy obawą a nadzieją, ciężka niepewność przygniatała dusze
ludzkie, gdy nagle położył jej koniec uniwersał Bogusława Leszczyńskiego, jenerała
wielkopolskiego, zwołującego pospolite ruszenie szlachty województw poznańskiego i
kaliskiego dla obrony granic od grożącej nawały szwedzkiej...
Wszelka wątpliwość znikła. Okrzyk: ?Wojna!" rozległ się po całej Wielkopolsce i
wszystkich ziemiach Rzeczypospolitej.
Była to nie tylko wojna, ale nowa wojna. Chmielnicki, wspomagany przez Buturlina, srożył
się na południu i wschodzie; Chowański i Trubecki na północy i wschodzie, Szwed zbliżał
się z zachodu ! Ognista wstęga zmieniała się w koło ogniste.
Kraj był jak obóz oblężony.
A w obozie źle się działo. Jeden już zdrajca, Radziejowski, uciekł z niego i był w
namiocie napastników. On to prowadził ich na łup gotowy, on wskazywał słabe strony, on
miał kusić załogę. A oprócz tego nie brakło ni niechęci, ni zawiści; nie brakło magnatów
między sobą zwaśnionych lub za odmówione urzędy na króla krzywych i w każdej chwili
sprawę publiczną dla swej prywaty poświęcić gotowych; nie brakło dysydentów pragnących
triumf swój choćby na grobie ojczyzny uświęcić; a jeszcze więcej było swawolników i
ospałych, i leniwych, i w sobie samych, we własnych wczasach i dostatkach zakochanych.
Jednakże zasobna i wojną dotąd nie poterana kraina wielkopolska nie żałowała przynajmniej
pieniędzy na obronę. Miasta i wsie szlacheckie no, i zanim szlachta ruszyła własnymi
osobami do obozu, ciągnęły już tam pstre pułki łanowej piechoty pod wodzą rotmistrzów
przez sejmik wyznaczonych z ludzi w rzemiośle wojennym doświadczonych.
Wiódł więc pan Stanisław Dębiński łanowców poznańskich; pan Władysław Włostowski
kościańskich, a pan Golc, sławny żołnierz i inżynier, wałeckich. Nad kaliskimi chłopy