odwrócą, wszyscy go będą podejrzewać, odmówią pomocy i ufności. Dopieroż ledwie dwa lata
upłynęły, jak obłąkany przez Radziwiłła wycinał te chorągwie, które razem z Radziwiłłem
przeciw królowi i ojczyźnie powstać nie chciały. Przed dwoma ledwie Iaty był prawą ręką
wielkiego zdrajcy!
Lecz teraz zmieniło się wszystko! Teraz, po tylu zwycięstwach, w takiej chwale, ma prawo
przyjść do dziewczyny i powiedzieć jej: "Jam Kmicic, ale twój zbawca!" Ma prawo krzyknąć
całej Źmudzi: "Jam Kmicic, ale twój zbawca!"
A zatem Wołmontowicze przecie niedaleko! Tydzień ścigał Babinicz Hamiltona, lecz Kmicic
prędzej jak w tydzień będzie u nóg Oleńki.
Tu powstał pan Andrzej, blady ze wzruszenia, z płonącymi oczyma, z promienną twarzą, i
krzyknął na pachołka:
- Konia mi prędzej! żywo! żywo!
Pacholik podprowadził karego dzianeta i sam zeskoczył strzemię podawać, lecz stanąwszy na
ziemi rzekł:
- Wasza miłość! obcy ludzie jacyś ku nam od Troupiów z panem Soroką jadą i suną rysią.
- Mniejsza mi z nimi! - odrzekł pan Andrzej.
Tymczasem obaj jeźdźcy zbliżyli się na kilkanaście kroków, następnie jeden z nich w
towarzystwie Soroki wysunął się w skok naprzód, przybiegł i uchyliwszy rysiego kołpaka
odkrył rudą jak ogień czuprynę.
- Widzę, że przed panem Babiniczem stoję! - rzekł. - Rad jestem, żem waści odszukał.
- Z kim mam honor? -rzekł niecierpliwie pan Kmicic.
- Jestem Wierszułł, niegdyś rotmistrz tatarski chorągwi księcia Jaremy Wiśniowieckiego;
przybywam w rodzinne strony, by tu na nową wojnę zaciągi czynić, a oprócz tego
przywiozłem list dla waszmości od pana hetmana wielkiego Sapiehy.
- Na nową wojnę? -spytał Kmicic marszcząc brwi. - Co waść prawisz?
- Ten list lepiej ode mnie waćpana objaśni - rzekł Wierszułł, podając pismo hetmańskie.
Kmicic rozerwał gorączkowo pieczęć. List Sapiehy brzmiał, jak następuje: "Mnie wielce
uprzejmy panie Babinicz! Nowy potop na ojczyznę! Liga Szweda z Rakoczym stanęła i podział
Rzeczypospolitej ułożony. Osiemdziesiąt tysięcy Węgrzynów, Siedmiogrodzian, Wołoszy i
Kozaków przekroczy lada godzina południową granicę. A gdy w takiej ostatniej toni trzeba
nam wszystkie siły wytężyć, aby choć imię sławne po naszym narodzie na przyszłe wieki
zostało, posyłam WMści ten ordynans, wedle którego masz WMść, nie tracąc chwili czasu,
wprost na południe konie obrócić i wielkimi drogami ku nam dążyć. Zastaniesz nas w
Brześciu, skąd, nie mieszkając, dalej cię wyślem. Tymczasem periculum in mora! Książę
Bogusław eliberował się z niewoli, ale pan Gosiewski ma mieć na Prusy i Źmudź oko. Raz
jeszcze zalecając WMści pośpiech dufam, że miłość do ginącej ojczyzny najlepszą ci będzie
ostrogÄ…."
Kmicic skończywszy czytać wypuścił list na ziemię i począł przeciągać rękoma po
zwilgotniałej twarzy, na koniec spojrzał błędnie na Wierszułła i spytał cichym, zduszonym