lektory on-line

Potop - Henryk Sienkiewicz - Strona 874

Tymczasem ściemniło się na niebie, ale w zaścianku blask czynił się coraz większy, bo
zapaliły się wióry, drzazgi i heblowiny leżące kupą przy pierwszym domu od kołowrotu. Od
nich zajął się sam dom i krwawa łuna zaświeciła nad wioską.
Przy jej blasku ujrzał pan miecznik jazdę Chrząstowskiego, wracającą w popłochu i
nieładzie, za nią zaś piechota szwedzka wysypywała się z gąszczów, idąc pędem do ataku.
Wówczas zrozumiał, że trzeba cofać się jedyną wolną drogą.
Już więc dopadł do resztek jazdy, już machnął szablą i krzyknął: "W tył, mości panowie! a
w ordynku! w ordynku!" - gdy nagle i z tyłu ozwały się strzały, pomieszane z okrzykiem
żołnierstwa.
Poznał tedy miecznik, że jest otoczony, że wpadł jakoby w pułapkę, z której nie ma ni
wyjścia, ni ratunku.
Pozostawało mu tylko zginąć z chwałą, więc wyskoczył przed szereg jazdy i zawołał:
- Padniemy jeden na drugim ! Nie pożałujem krwi za wiarę i ojczyznę!
Tymczasem ogień jego piechoty, broniącej kołowrotu i lewej strony zaścianka, zesłabł, a
coraz potężniejszy krzyk nieprzyjaciela zwiastował jego bliski triumf.
Lecz co znaczą te chrapliwe głosy krzywuł w szeregach Sakowiczowskiej watahy i warczenie
bębnów w szeregach szwedzkich?
Wrzaski słychać coraz przeraźliwsze, jakieś dziwne, zamieszane, jakby nie triumf, ale
przerażenie w nich brzmiało.
Ogień przy kołowrocie ustaje naraz, jakby kto nożem przeciął. Kupy jazdy Sakowiczowskiej
lecą na złamanie karku od lewej strony ku głównej drodze. Z prawej strony piechota staje
i zamiast naprzód, poczyna się cofać ku zaroślom
Co to jest?... Na rany Chrystusa! Co to jest? - krzyczy miecznik.
Wtem odpowiedź przychodzi ze strony owego borku, z którego wyszedł Sakowicz, a teraz
sypią się z niego ludzie, konie, chorągwie, buńczuki, szable i idą - nie! raczej pędzą
jak wicher i nie jak wicher, ale jak trąba powietrzna. W krwawych blaskach pożaru widać
ich jak na dłoni. Idzie ich tysiące! Ziemia zdaje się uciekać spod ich nóg, a ci lecą
ławą zbitą, rzekłbyś: jakiś potwór wychylił się z dąbrowy i sadzi przez pola ku wiosce,
by ją pochłonąć. Leci przed nimi gnane pędem powietrze, leci strach i zatracenie... Już,
już są! już dopadają! Zwieją Sakowicza jak wicher!
- Boże! Boże wielki! - krzyczy jak w obłąkaniu miecznik - to nasi! To chyba Babinicz!
- Babinicz! -wrzeszczÄ… za nim wszystkie gardziele.
- Babinicz! -rozlegają się przerażone głosy w Sakowiczowskim oddziele.
I cała nieprzyjacielska wataha wykręca w prawo chcąc umykać ku swojej piechocie.
Płot łamie się z trzaskiem przeraźliwym pod parciem piersi końskich; pastewnik zapełnia
się uciekającymi, lecz tamci już siedzą na ich karkach, tną, sieką, bodą, tną bez
wytchnienia, tną bez miłosierdzia. Słychać krzyk, jęki, świst szabel. Jedni i drudzy
wpadają na piechotę, przewracają ją, łamią, roznoszą. Rzekłbyś: tysiące chłopów stanęło
do młocki i cepami bije. Wreszcie cała masa zwala się ku rzece, ginie w zaroślach,
Nasi Partnerzy/Sponsorzy: Wartościowe Virtualmedia strony internetowe, Portal farmeceutyczny najlepszy i polecany portal farmaceutyczny,
Opinie o ośrodkach nauki jazy www.naukaprawojazdy.pl, Sprawdzony email marketing, Alfabud, Najlepsze okna drewniane Warszawa w Warszawie.

Valid XHTML 1.0 Transitional