Nieprzyjaciel był widocznie również zaopatrzony w muszkiety, bo zaraz po pierwszym
natarciu rozpoczął ogień bardzo gwałtowny, chociaż nieregularny.
Więc z obu stron poczęło grzmieć to szybciej, to powolniej; kule świszcząc dolatywały aż
do jazdy, stukały po domach, płocie, kupach belek; dym rozciągał się nad Wołmontowiczami,
zapach prochu napełniał ulicę.
Anusia zatem miała to, czego chciała, to jest bitwę.
Obie panny zaraz w pierwszej chwili dosiadły z rozkazu miecznika podjezdków, aby w danym
razie, gdyby siły nieprzyjacielskie okazały się zbyt wielkie, mogły uchodzić razem z
partią. Pomieszczono je więc w tylnych szeregach jazdy.
Lecz Anusi, mimo że szabelkę miała przy boku i kołpaczek rysi na głowie, dusza zaraz z
początku uciekła na ramię. Ona, która tak dobrze umiała sobie radzić w pokoju z
oficerami, nie znalazła ani szczypty energii, gdy przyszło stanąć jej oko w oko synom
Bellony w polu. Świst i stukanie kul przerażało ją; zamęt, bieganie ordynansów, huk
muszkietów i jęki rannych odejmowały jej przytomność, a zapach prochu przytłumiał oddech
w piersiach. Uczyniło się jej mdło i słabo, twarz zbladła jak chusta, i poczęła wić się a
piszczeć jak dziecko; aż jeden z towarzyszów, młody pan Olesza z Kiemnar, musiał uchwycić
ją w ramiona. Trzymał zaś mocno, mocniej aniżeli trzeba było, i gotów był trzymać tak do
końca świata.
. Lecz żołnierze śmiać się naokoło poczęli.
- Rycerz w spódnicy! - ozwały się głosy. -A kury sadzić, a pierze drzeć!
Inni zaś wołali:
- Panie Olesza! przypadła ci tarcza do ramienia, ale cię przez nią tym łatwiej Kupido
strzałą przeszyje!...
I dobry humor ogarnął żołnierzy.
Inni woleli wszelako patrzeć na Oleńkę, która zachowywała się całkiem inaczej. Z
początku, gdy kilka kul przeleciało opodal, przybladła i ona, nie mogąc się wstrzymać od
uchylania głowy i zamykania oczu; lecz następnie krew rycerska grać w niej poczęła, więc
spłonąwszy na twarzy jak róża, podniosła głowę i patrzyła nieulękłym okiem przed siebie.
Rozdęte jej nozdrza wciągały jakby z lubością zapach prochu. Źe zaś dym czynił się wedle
kołowrotu coraz większy i widok bardzo przysłaniał, więc odważna panna widząc, że
oficerowie wyjeżdżają naprzód, aby dokładniej przebieg bitwy śledzić, poruszyła się wraz
z nimi, nie myśląc nawet o tym, co czyni.
A w gęstwie jazdy podniósł się szmer pochwalny:
- 0, to krew! to żona dla żołnierza, to słuszny wolentarzyk!
- Vivat Billewiczówna !
- Popiszmy się, mości panowie, bo przed takimi oczyma warto!
- I amazonki lepiej przeciw muszkietom nie stawały! - krzyknął któryś z młodych
towarzyszów zapominając w zapale, że amazonki żyły przed wynalezieniem prochu.
- Czas by już skończyć. Piechota grzecznie się sprawiła i hostes mocno nadwerężeni.