zapadłych puszczach szukać nie będzie.
Dlatego pan miecznik porzucił myśl schronienia się do Puszczy Białowieskiej, bo droga do
niej była bardzo daleka, a po drodze siła miast znacznych, opatrzonych w liczne prezydia.
- Pan Bóg dał suchą jesień - mówił do swoich dziewcząt - za czym i łatwiej żyć, sub Jove.
Każę wam namiocik foremny sporządzić, babę do usług wam dam, i zostaniecie w obozie. Nie
masz w tych czasiech bezpieczniejszego schronienia jak w lasach. Billewicze moje do cna
spalone; na dwory grasanci nachodzą, a często i podjazdy szwedzkie. Gdzie wam
bezpieczniej głowy przytulić jako przy mnie, który kilkaset szabel mam do rozporządzenia?
Przyjdą zaś później słoty, to wam się jaką chacinęw głębokich ostępach wynajdzie.
Myśl ta podobała się bardzo pannie Borzobohatej, bo w partii było kilku młodych
Billewiczów, grzecznych kawalerów, a wreszcie mówiono bez ustanku, że pan Babinicz w te
strony ciÄ…gnie.
Spodziewała się tedy Anusia, że nadciągnąwszy, w mig Szwedów wyżenie, a potem... potem
będzie, co Bóg da. Oleńka sądziła również, że najbezpieczniej przy partii, chciała się
tylko od Taurogów oddalić, pościgu Sakowicza się obawiając.
- Pójdźmy ku Wodoktom - rzekła - tam będziem między swymi. Choćby też były spalone, są
Mitruny i wszystkie zaścianki okoliczne. Niepodobna, by cały kraj tamtejszy w pustynię
miał być zmieniony. Lauda w razie niebezpieczeństwa będzie nas bronić.
- Ba, wszyscy laudańscy z Wołodyjowskim wyszli - zaoponował młody Jur Billewicz.
- Zostali starzy i wyrostki, wreszcie nawet niewiasty tamtejsze bronić się w razie
potrzeby umieją. Puszcze tam także większe niż tu; Domaszewicze Myśliwi albo Gościewicze
Dymni do Rogowskiej nas zawiodą, w której żaden nieprzyjaciel nas nie odnajdzie.
- A ja, taborek i was ubezpieczywszy, będę na Szwedów wypadał i znosił tych, którzy się
na brzegi puszczańskie odważą - rzekł pan miecznik. - To jest przednia myśl! Nic tu po
nas, tam większe usługi oddać można.
Kto wie, czy miecznik nie dlatego chwycił się tak skwapliwie rady panny Aleksandry, że w
duszy także nieco się Sakowicza obawiał, który do rozpaczy przywiedzion mógł być straszny.
Rada jednak była sama w sobie mądrą, dlatego wszystkim od razu przypadła do smaku, więc
miecznik tego samego jeszcze dnia wysłał pod dowództwem Jura Billewicza piechotę, ażeby
się przedzierała lasami w kierunku Krakinowa; sam zaś z jazdą ruszył w dwa dni później,
zasięgnąwszy wprzód dokładnych wieści, czy z Kiejdan lub z Rosień, między którymi musiał
przechodzić, nie wyszły jakie znaczniejsze szwedzkie wojska.
Szli z wolna i ostrożnie. Panny jechały na chłopskich wózkach, a czasami na podjezdkach,
o które miecznik się wystarał.
Anusia, dostawszy w darze od Jura lekką szabelkę, przewiesiła ją mężnie przez siebie na
jedwabnych rapciach i w kołpaczku nałożonym z fantazją na głowę oganiała, niby jaki
rotmistrz, chorągiew. Bawił ją pochód i szable błyszczące w słońcu, i rozkładane nocą
ogniska. Zachwycali się nią wielce młodzi oficerowie i żołnierze, a ona strzygła oczyma
na wszystkie strony, rozpuszczała w pochodzie warkocze po to, by je po trzy razy na dzień