- Sam widziaÅ‚em -odrzekÅ‚ Rössel. - ZÅ‚ożono dwa przeÅ›cieradÅ‚a do kupy, w Å›rodku poÅ‚ożono
medyka, za czym czterech silnych trabantów wzięło prześcieradła za rogi i kiedy to nie
poczną rzucać nieborakiem, to, mówię waszym miłościom, mało na dziesięć łokci w górę
podlatywał, a oni ledwie go złapią i znów w górę. Jenerał Izrael, graf Waldek i książę za
boki trzymali się od śmiechu. Nas też oficerów wielu patrzyło na owo widowisko, póki
medyk nie omdlał. Księciu potem jakby ręką odjął.
Jakkolwiek Wołodyjowski i Babinicz nienawidzili Bogusława, nie mogli jednak wstrzymać się
także od śmiechu, słysząc o tej krotofili. Pan Babinicz zaś uderzył się rękoma po
kolanach i zawołał: - Ha! szelma, jak sobie poradził!
- Trzeba panu Zagłobie o tym lekarstwie powiedzieć- rzekł mały rycerz.
- Na febrÄ™ to pomogÅ‚o - rzecze Rössel - ale co po tym, kiedy książę nie dość zapÄ™dy krwi
hamuje i dlatego nie dożyje późnego wieku.
- I ja tak myślę - mruknął przez zęby Babinicz. - Tacy jak on długo nie żyją.
- Zali i w obozie jeszcze sobie folguje ? - spytał pan Wołodyjowski.
- Jakże nie? -odrzekÅ‚ Rössel. -ÅšmiaÅ‚ siÄ™ nieraz graf Waldek mówiÄ…c, że jego książęca mość
fraucymer ze sobą wozi... Ja zaś sam dwie gładkie panny widziałem, o których mówili mi
dworzanie, że do prasowania kryz służą... Ale Boga tam !
Babinicz usłyszawszy to zaczerwienił się i zbladł, nagle zerwał się na równe nogi i
porwawszy Rössela za ramiÄ™, poczÄ…Å‚ nim potrzÄ…sać gwaÅ‚townie.
- Polki to sÄ… czyli Niemkinie? Powiadaj!
- Nie Polki -. odparÅ‚ przestraszony Rössel - jedna jest szlachcianka pruska, a druga
Szwedka, która przedtem u żony jenerała Izraela służyła.
Babinicz spojrzał na Wołodyjowskiego i odetchnął głęboko; mały rycerz odetchnął także i
przestał wąsikami ruszać.
- Pozwólcie mi, wasze miÅ‚oÅ›cie, pójść spocząć - rzekÅ‚ Rössel -okrutniem utrudzon, bo dwie
mile mnie Tatarzyn na arkanie prowadził.
Kmicic zaklasnął na Sorokę i powierzył mu jeńca, po czym zwrócił się szybkim krokiem do
pana Wołodyjowskiego.
- Dość już tego! - rzekł - wolę zginąć, wolę sto razy zginąć aniżeli żyć w tych
ustawicznych trwogach i niepewnoÅ›ci. Ot i teraz, gdy Rössel wspomniaÅ‚ o onych dziewkach,
myślałem, że mnie kto obuchem w skroń zajechał.
Na to pan Wołodyjowski trzasnął rapierem.
- Czas skończyć! -rzekł.
Wtem zatrąbiono przy hetmańskiej kwaterze i wnet po wszystkich litewskich chorągwiach
odezwały się trąbki, a w czambułach piszczałki.
Wojsko poczęło się zbierać i w godzinę później było w pochodzie.
Zanim uszli milę, nadbiegł posłaniec od chorążego Biegańskiego, z chorągwi pana
Korsakowej, z wiadomością do hetmana, iż schwytano kilku rajtarów z większej kupy, która
z tej strony rzeki zabierała wszystkie wozy i konie chłopskie. Badani na miejscu,