- Boże, Boże, Boże!
Ale ta jej boleść nie przejednała pana Wołodyjowskiego, który skłoniwszy się wyszedł zły
i gniewny; po czym zaraz siadł na koń i odjechał.
- Noga moja więcej tam nie postoi - rzekł głośno. Pachołek Syruć, jadący z tyłu,
przysunÄ…Å‚ siÄ™ zaraz.
- Co wasza mość mówi?
- Głupiś! -odpowiedział pan Wołodyjowski.
- To już mnie wasza mość powiedział, jakeśmy w tamtą stronę jechali.
Nastało milczenie; po czym pan Michał znów mruczeć począł:
-Niewdzięcznością mnie tam nakarmiono... Wzgardą za afekt zapłacono... Przyjdzie chyba do
śmierci w kawalerskim służyć. Tak już napisano... Jechałże sęk taki los!... Co rusz, to
rekuza... Nie masz sprawiedliwości na tym świecie!... Co ona sobie przeciw mnie upatrzyła?
Tu pan Wołodyjowski zmarszczył brwi i począł silnie pracować głową; nagle uderzył się
dłonią po nodze.
- Wiem już! -zakrzyknął - ona tamtego jeszcze miłuje... nie może inaczej być.
Ale ta uwaga nie rozjaśniła mu twarzy.
?Tym ci gorzej dla mnie - pomyślał po chwili - bo jeśli ona go po tym wszystkim jeszcze
miłuje, to i nie przestanie go miłować. Co miał uczynić najgorszego, to już uczynił. Na
wojnę ruszy, sławy nabędzie, reputację poprawi... I nie przystoi mu w tym przeszkadzać...
raczej trzeba dopomóc, bo to dla ojczyzny korzyść... Ot, co jest! żołnierz on dobry...
Ale czym ją tak skaptował? kto zgadnie... Inni mają już takowe szczęście, że byle na
niewiastę spojrzał, ta i w ogień za nim gotowa... Źeby tak wiedzieć, czym się to dzieje,
albo jakowego inkluza dostać, może by i człowiek co wskórał. Zasługą do niczego z
białogłową nie dojdziesz! Dobrze powiadał pan Zagłoba, że liszka a niewiasta to
najzdradliwsze stworzenia na świecie. A taki żal mi, że wszystko przepadło! Okrutnie to
gładka podwika i cnotliwa, jak powiadają. Ambitne to widać jak licho... Kto to wie, czy
ona za niego pójdzie, chociaż go miłuje, bo ją ciężko zawiódł i obraził... Przecie on
mógł spokojnie do niej dojść, a wolał się warcholić... Gotowa się całkiem wyrzec i
zamążpójścia, i dzieci... Mnie ciężko, ale i jej, niebodze, może jeszcze ciężej..."
Tu pan Wołodyjowski rozczulił się nad dolą Oleńki i począł głową kręcić, ustami cmokać,
wreszcie rzekł:
- Niech jej tam Bóg sekunduje! Nie mam do niej urazy! Nie pierwsza to dla mnie rekuza, a
dla niej pierwsza boleść. Niebożątko ledwie zipie od trosków, jeszczem jej oczy wykłuł
tym Kmicicem i do reszty żółcią napoił. Nie godziło mi się tego czynić i naprawić wypada.
Bodaj mnie kule biły, bom po grubiańsku postąpił. Napiszę do niej list, żeby odpuściła, a
potem w czym będę mógł, to i pomogę.
Dalsze rozmyślania pana Wołodyjowskiego przerwał pachołek Syruć, który przysunąwszy się
znów rzekł:
- Proszę waszej mości, toż to tam na górze pan Charłamp z kimś drugim jedzie.