naturę, był dwornym, uprzedzającym chęci, zgadującym myśli, a zarazem trzymał się z dala,
z całym szacunkiem, z jakim powinien być światowy kawaler dla panny, o której rękę i
serce siÄ™ stara.
Jej zaś, trzeba wyznać, spodobało się owo królowanie w Taurogach; miło jej było pomyśleć,
że gdy wieczór nadchodzi, w dolnych salach, na korytarzach, w cekhauzie, w sadzie,
jeszcze zimowym szronem okrytym, rozlegają się wzdychania starszych i młodszych oficerów,
że nawet astrolog wzdycha patrząc w gwiazdy ze swej samotnej wieży, że nawet stary
miecznik westchnieniami przerywa wieczorny różaniec.
Najlepszą będąc dziewczyną, była przecie rada, że nie ku Oleńce idą owe afekta
strzeliste, ale ku niej; była rada i ze względu na Babinicza, bo czuła swoją moc i
przychodziło jej do głowy, że jeśli nigdy nikt się jej nie oparł, to musiała i na jego
sercu trwałe oczyma wypalić znaki.
?O tamtej zapomni, nie może inaczej być, bo niewdzięcznością go tam karmią, a gdy się to
stanie, wie, gdzie mnie szukać, i poszuka... rozbójnik jeden!"
Zaraz potem odgrażała mu się w duszy:
?Czekaj! odpłacę ja ci, nim pocieszę."
Sakowicza tymczasem, niezbyt nawet lubiąc, mile widziała. Prawda, że usprawiedliwił się w
jej oczach z zarzutu zdrady w ten sam sposób, w jaki miecznikowi wytłumaczył się
Bogusław. Zatem mówił, że ze Szwedem już był pokój zawarty, już Rzeczpospolita odetchnąć
i zakwitnąć miała. gdy pan Sapieha dla swojej prywaty wszystko popsował.
Anusia, niezbyt się na tych sprawach znając, puszczała te słowa mimo uszu. Lecz natomiast
uderzyło ją coś innego w opowiadaniach pana starosty oszmiańskiego.
- Billewicze -mówił - krzyczą wniebogłosy na swą krzywdę i niewolę, a przecież nic im się
tu nie stało i nie stanie. Nie puszczał ich książę z Taurogów, prawda, ale to dla ich
dobra, bo o trzy staje za bramą zginąć już od grasantów lub leśnych osaczników mogli. Nie
puszczał ich i dlatego, że pannę Billewiczównę pokochał, i to prawda! Któż wszelako go
nie usprawiedliwi? kto, czułe serce mając i wzdychaniami obarczone piersi, inaczej by
postąpił? Gdyby miał mniej zacne intencje, pewnie by jako pan tak potężny mógł wodzów
sobie popuścić, lecz on chciał się żenić, chciał wynieść tę oporną pannę do swego
książęcego stanu, szczęśliwościami ją obsypać, koronę radziwiłłowską na jej głowę włożyć,
i za to inwektywy nań ci niewdzięczni ludzie rzucają, sławy mu i zacności ujmując...
Anusia niezbyt wierząc spytała zaraz tego samego dnia Oleńki, czy prawda, że książę
chciał się z nią żenić? Oleńka zaprzeczyć nie mogła, a że były już ze sobą poufałe, więc
przytoczyła swoje racje. Wydały się one Anusi słuszne i dostateczne, ale przecie
pomyślała sobie, że Billewiczom nie było znów tak ciężko w Taurogach ani książę z
Sakowiczem nie byli takimi zbrodniarzami, za jakich ich pan miecznik rosieński ogłosił.
Toteż gdy nadeszły wieści, że pan Sapieha z Babiniczem nie tylko nie zbliżają się ku
Taurogom, ale pociągnęli wielkimi pochodami na króla szwedzkiego aż hen, ku Lwowu, Anusia
wpadła naprzód w złość, a potem jęła rozumować, że gdy ich nie ma, to na nic uciekać z