- Bodajżeś język złamał, taki synu! To z choroby się naigrawasz, która o włos mnie nie
pogrążyła? Bodaj i ciebie tak oczarowano!
- Co tam czary! Czasem, gdy spojrzÄ™, jak wszystko idzie naturalnym rzeczy porzÄ…dkiem, to
myślę, że czary głupstwo.
- Sameś głupi! Cicho bądź, niewywołuj licha! Brzydniesz mi coraz więcej.
- Bodaj bym nie był ostatnim Polakiem, który waszej książęcej mości wierny pozostał, bo
za moją wierność samą niewdzięcznością mnie karmią. Wrócę oto w domowe pielesze i będę
siedział spokojnie, końca wojny wyglądając.
- Och, daj spokój! Wiesz, że cię miłuję.
- Ciężko mi to zmiarkować. Diabeł mi ten afekt dla waszej książęcej mości wszczepił.
Jeśli w czym są czary, to w tym.
Sakowicz prawdę mówił, bo rzeczywiście Bogusława kochał; książę wiedział o tym i dlatego
płacił mu, jeśli nie głębszym przywiązaniem, to wdzięcznością, jaką ludzie próżni żywią
zawsze dla tych, którzy ich uwielbiają.
Dlatego chętnie zgodził się na jego zamiary względem Anusi Borzobohatej i sam osobiście
dopomóc mu postanowił.
W tym celu koło południa, gdy się czuł najzdrowszy, kazał się ubrać i poszedł do Anusi.
- Przyszedłem po dawnej znajomości dowiedzieć się o zdrowiu waćpanny-rzekł- i spytać się,
czyli się waćpannie pobyt w Taurogach podobał?
- Kto jest w niewoli, temu się wszystko musi podobać - odrzekła wzdychając Anusia.
Książę rozśmiał się.
- Waćpanna nie jesteś w niewoli. Zagarnięto cię razem z sapieżyńskimi żołnierzami, to
prawda, i kazałem waćpannę tu odesłać, ale tylko dla bezpieczeństwa. Włos tu ci z głowy
nie spadnie. Wiedz o tym waćpanna, że ja mało kogo tak szanuję, jak księżnę Gryzeldę,
której serca bliską jesteś. I Wiśniowieccy, i Zamoyscy moi koligaci. Waćpanna tu
znajdziesz wszelką wolność i wszelką opiekę, ja zaś przychodzę jako życzliwy przyjaciel i
mówię tak: chcesz, to jedź, dam ci eskortę, choć samemu mi żołnierzy szczupło, ale radzę
zostać. Waćpannę, ilem słyszał, wysłano dla odzyskania majętności zapisanych. Wiedzże, iż
teraz nie czas o tym myśleć i że nawet w spokojnych czasach protekcja pana Sapieżyńska na
nic, bo on jeno w Witebskiem może wskórać, tu nic. Zresztą sam się tą sprawą nie zajmie,
jeno przez komisarzy... Waćpannie trzeba by człowieka życzliwego, a obrotnego, który by
strach i estymę u ludzi miał. Taki, gdyby się zajął, pewnie nie dałby sobie słomy zamiast
ziarna w garść wetknąć.
- Gdzie ja sierota znajdę takiego opiekuna?! - zawołała Anusia.
- Właśnie, że w Taurogach.
- Wasza książęca mość raczyłby sam...
Tu Anusia złożyła rączki i spojrzała tak ślicznie w Bogusławowe oczy, że gdyby książę nie
był tak umęczon i sterany, pewnie by zaraz mniej szczerze począł o Sakowiczowskiej
sprawie myśleć, lecz że mu amory nie były w głowie, więc odrzekł prędko: