Oleńka radziła ją wszelako odłożyć, dopóki by Hassling-Ketling nie wyzdrowiał, bo Braun
był to posępny i nieużyty żołdak, pilnujący ślepo rozkazów, i niepodobna było go
przejednać.
Co do Ketlinga, wiedziała doskonale panienka, że dlatego się zranił, aby przy niej
pozostać, zatem wierzyła głęboko, że wszystko dla niej uczynić gotów. Sumienie niepokoiło
ją wprawdzie bez ustanku pytaniami, czy ma prawo dIa własnego ocalenia poświęcać cudzy
los, a może i życie, lecz groźby, które nad nią wisiały w Taurogach, były tak straszne,
że stokroć przewyższały niebezpieczeństwa, na jakie Ketling z powodu opuszczenia służby
mógł być narażony. Bo przecie Ketling, jako wyborny oficer, wszędy mógł znaleźć służbę, i
to szlachetniejszą, a z nią razem i potężnych protektorów, jako król, jako pan Sapieha
lub pan Czarniecki. I będzie przy tym służył dobrej sprawie, i znajdzie pole
wywdzięczenia się temu krajowi, który go, wygnańca, przygarnął. Śmierć grozi mu tylko w
takim razie, gdyby wpadł w ręce Bogusława, ale przecie Bogusław nie włada jeszcze w całej
Rzeczypospolitej.
Panna przestała się wahać i gdy zdrowie młodego oficera polepszyło się już tak znacznie,
że mógł służbę odbywać, wezwała go do siebie.
Ketling stanął przed nią blady, wynędzniały, bez kropli krwi w twarzy, ale pełen zawsze
czci, uwielbienia i pokory.
Na jego widok łzy zakręciły się w oczach Oleńce, bo przecie była to jedyna życzliwa dusza
w Taurogach, a taka przy tym biedna i cierpiąca, że gdy Oleńka na powitanie spytała go o
zdrowie, młody oficer odrzekł:
- Niestety, pani, wraca, a tak by mi było dobrze umrzeć...
- Waćpanu trzeba porzucić tę służbę - odrzekła patrząc nań ze współczuciem dziewczyna -
bo tak zacnemu sercu trzeba pewności, że zacnej sprawie, zacnemu panu służy.
- Niestety! -powtórzył oficer.
- Kiedy kończy się służba waćpana?
- Za pół roku dopiero.
Oleńka pomilczała chwilę, po czym podniosła na niego swe cudne oczy, które w tej chwili
przestały być surowe, i rzekła :
- Słuchaj mnie, panie kawalerze. Będę mówiła jako do brata, jako do serdecznego
konfidenta: waćpan możesz i powinieneś się uwolnić.
To rzekłszy wyznała mu wszystko: i zamiar ucieczki, i to, że na jego pomoc rachuje.
Poczęła mu przedstawiać, że służbę wszędy może znaleźć, a piękną, jako jego dusza jest
piękną, a zaszczytną, jak honor rycerski wymagać może; wreszcie takimi skończyła słowy:
- Ja waćpanu do śmierci będę wdzięczną. Pod bożą opiekę chcę się schronić i Bogu w
zakonie ślubować, ale gdziekolwiek będziesz, daleko czy blisko, na wojnie, w pokoju, będę
się za waćpana modliła, będę prosiła Boga, by bratu mojemu i dobroczyńcy dał spokój i
szczęście, gdy ja prócz wdzięczności i modlitwy nic mu więcej dać nie mogę...
Tu głos jej zadrżał, a oficer słuchał jej słów bledniejąc jak chusta, na koniec klęknął,