I nuż przedstawiać swe plany ucieczki.
Pan miecznik wysapawszy się słuchał uważnie, na koniec rzekł:
- Wolej mi poddaństwo zebrać i partię utworzyć! Będę Szwedów podchodził, jako inni
podchodzą, jak niegdyś Kmicic Chowańskiego. Bezpieczniej ci będzie w lesie i w polu niż
na tym dworze zdrajcy i heretyka!
- Dobrze -odpowiedziała panna.
- Nie tylko się nie sprzeciwiam - mówił w zapale miecznik - ale tak powiadam: że im
prędzej, tym lepiej... A toć poddaństwa ani kos mi nie brak. Spalili mi rezydencję,
mniejsza z tym ! to z innych wiosek chłopstwo ściągnę... Wszyscy Billewicze, którzy już
są w polu, staną przy nas. Pokażemy ci, panku, pokrewieństwo... pokażemy, co to na honor
Billewiczówny nastawać... Tyś Radziwiłł! Nic to! nie masz hetmanów w billewiczowskim
rodzie, ale nie masz i zdrajców!... Obaczym, za kim cała Źmudź pójdzie!... Tu zwrócił się
do panny:
- Ciebie osadzim w Białowieży, a sami wrócim! Nie może inaczej być! Musi on za ten afront
odpokutować, bo to całego stanu szlacheckiego krzywda. Infamis, kto się za nami nie
opowie! Bóg pomoże, bracia pomogą, obywatele pomogą, a wonczas ogień a miecz! Dotrzymają
Billewicze Radziwiłłom! Infamis, kto nie z nami! infamis, kto zdrajcy szablą przed oczyma
nie błyśnie! Król, sejmy, cała Rzeczpospolita z nami!
Tu miecznik, czerwony jak krew i ze zjeżoną czupryną, począł pięścią w stół walić.
- Pilniejsza ta wojna niż szwedzka, bo w nas jest cały stan rycerski, wszystkie prawa,
wszystka Rzeczpospolita pokrzywdzona i w najgłębszych fundamentach zachwiana. Infamis,
kto nie rozumie! Zginie ta ojczyzna, jeżeli pomsty i kary na zdrajcę nie wymierzym!
I tak grała stara krew coraz gwałtowniej, że aż Oleńce przyszło miecznika uspokajać.
Siedział on dotychczas spokojnie, choć się zdawało, że nie tylko ojczyzna, lecz i świat
cały ginie, ale dopiero gdy Billewiczów dotknięto, w tym ujrzał najstraszniejszą przepaść
dla ojczyzny i jak lew ryczeć począł. Lecz panna, która miała na niego wpływ wielki,
zdołała go w końcu uspokoić tłumacząc mu, że dla zbawienia ich i dla tego, iżby się
ucieczka udała, potrzeba właśnie najgłębszą tajemnicę zachować i nie pokazać księciu, że
się czegokolwiek domyślają.
Przyrzekł święcie, iż wedle jej wskazówek postąpi, po czym już radzili o samej ucieczce.
Rzecz nie była zbyt trudna, bo zdawało się, że ich nie strzegą wcale. Postanowił tedy pan
miecznik wyprawić naprzód pachołka z listami do ekonomów, aby natychmiast chłopstwo ze
wszystkich wiosek, do niego i do innych Billewiczów należących, zbierali i zbroili.
Następnie sześciu zaufanych czeladzi miało niby ruszyć do Billewicz po solówki z
pieniędzmi i srebrem, a w rzeczy zatrzymać się w lasach girlakolskich i tam na państwo z
końmi, tobołami i żywnością czekać. Oni sami ułożyli, że z Taurógów wyjadą z dwoma
czeladnikami w saniach, niby tylko do pobliskiej Gawny, po czym na konie wierzchowe
przesiądą i z kopyta ruszą. Do Gawny jeździli często do państwa Kuczuków-Olbrotowskich,
gdzie czasem zostawali i na noc, spodziewali się zatem, że wyjazd ich nie zwróci niczyjej