ma... nie mogę o tym mówić, po prostu nie mogę mówić! Gdyby nie przysięga, którom księciu
składał, że życia i osoby jego strzec będę, ta ręka, pani, i ta szpada uwolniłyby cię od
groźby ustawicznej... Ale pierwszego zabiłbym Sakowicza... Tak jest! jego pierwszego
przed wszystkimi ludźmi! przed tymi nawet, którzy w mojej ojczyźnie krew z ojca mego
wytoczyli, fortunę zagarnęli i tułacza, jurgieltnika ze mnie uczynili...
Tu Ketling trząść się począł z uniesienia, przez chwilę gniót tylko ręką gardę szpady,
słowa wyrzec nie mogąc, następnie ochłonął i jednym tchem wypowiedział, jakie sposoby
podsuwał księciu Sakowicz.
Panna Aleksandra, ku wielkiemu jego zdziwieniu, zachowała się dość spokojnie, ujrzawszy
grożącą sobie przepaść, tylko twarz jej pobladła i stała się jeszcze poważniejszą.
Nieugięta wola odbiła się w jej surowym spojrzeniu.
- Potrafię się uchronić! - rzekła - tak mi dopomóż Bóg i święty krzyż!
- Książę dotychczas nie chciał iść za radą Sakowicza - dodał Ketling- lecz gdy ujrzy, że
droga, którą obrał, do niczego nie prowadzi...
I począł opowiadać o przyczynach, które Bogusława zatrzymywały.
Panna słuchała ze zmarszczoną brwią, ale niezbyt uważnie, bo już poczęła myśleć o tym,
jak by się wyrwać spod tej straszliwej opieki. Lecz że w całym kraju nie było miejsca nie
oblanego krwią i plany ucieczki nie przedstawiały się jasno, zatem wolała o nich nie
mówić.
- Panie kawalerze -rzekła wreszcie - odpowiedz mi na jedno jeszcze pytanie. Stoili książę
Bogusław po stronie króla szwedzkiego czy polskiego?
Nikomu z nas nietajno - odrzekł młody oficer - że książę nasz pragnie należeć do rozbioru
tej Rzeczypospolitej, ażeby Litwę w udzielne księstwo dla siebie zmienić!
Tu umilkł i rzekłbyś, że jego myśl pobiegła mimo woli śladami myśli Oleńki, bo po chwili
dodał:
- Elektor i Szwedzi na usługi księcia, a że całą zajmują Rzeczpospolitę, więc nie ma się
przed nimi gdzie schronić.
Oleńka nie odrzekła nic.
Ketling czekał jeszcze przez chwilę, czy go o co zapytać nie zechce, lecz gdy milczała,
ciągle własnymi myślami zajęta, poczuł, że nie należy jej przeszkadzać, więc zgiął się we
dwoje w pożegnalnym ukłonie, zamiatając ziemię piórami od kapelusza.
- Dziękuję, panie kawalerze - rzekła wyciągnąwszy doń rękę.
Oficer nie odwracając się zaczął cofać się ku drzwiom.
Nagle na twarzy jej pojawiły się lekkie rumieńce, zawahała się przez chwilę, nareszcie
rzekła :
- SÅ‚owo jeszcze, panie kawalerze.
- I każde jest dla mnie łaską...
- Waćpan znałeś pana... Andrzeja Kmicica...
- Tak jest, pani... z Kiejdan. Ostatni raz widziałem go w Pilwiszkach, gdyśmy z Podlasia