bardziej rzucał się pan Zagłoba, tym oni śmieli się więcej. Dopiero Roch Kowalski
nadbiegł z góry i roztrąciwszy tłumy uwolnił wuja z małpich uścisków.
- Szelmy! -krzyknął zdyszany pan Zagłoba - bodaj was zabito! To śmiejecie się widząc
katolika w opresji od monstrów afrykańskich? Bodaj was zabito! Źeby nie ja, to byście
dotychczas trykali łbami o bramę, boście czego lepszego niewarci! Bodaj was zabito,
żeście i onych małp niegodni!
- Bogdaj ciebie zabito, małpi królu ! - zakrzyknął najbliżej stojący towarzysz.
- Simiarum destructor!- zawołał drugi.
- Victor! - dodał trzeci.
- Gdzie tam victor, chyba victus!
Tu Roch przyszedł znowu z pomocą wujowi i najbliższego pięścią w pierś uderzył, a ten
zaraz padł, krew ustami oddawszy. Inni cofnęli się przed gniewem męża, niektórzy do
szabel się brali, lecz dalszej kłótni zapobiegły wrzaski i strzały dochodzące ze strony
bernardyńskiego klasztoru. Widocznie szturm trwał tam jeszcze w całej sile i sądząc z
gorączkowej palby muszkietowej, Szwedzi nie myśleli się poddawać.
- W sukurs! pod kościół! pod kościół! - krzyknął Zagłoba.
Sam zaś skoczył do pałacu na górę, tam bowiem z prawego skrzydła widać było kościół,
który zdawał się gorzeć w ogniu. Tłumy szturmujących wiły się pod nim konwulsyjnie, nie
mogąc dostać się do środka i ginąc bezużytecznie w krzyżowym ogniu; bo i od Bramy
Krakowskiej sypały się na nich kule jak piasek.
- Działa do okien! -krzyknął Zagłoba.
Działek większych i mniejszych było w pałacu Kazanowskich dosyć, wnet też przywleczono je
do okien; ze złamów kosztownych sprzętów, z podstaw posągów pourządzano lawety i po
upływie pół godziny kilkanaście paszcz wyjrzało przez puste otwory okien ku kościołowi.
- Rochu! - mówił w nadzwyczajnym rozdrażnieniu pan Zagłoba, muszę czegoś znacznego
dokazać, bo inaczej przepadła moja sława ! Przez te małpy - żeby je zaraza wydusiła! -
całe wojsko na języki mnie weźmie a choć i mnie słów w gębie nie brak, przecie wszystkim
nie poradzę. Muszę tę konfuzję zatrzeć, inaczej, jak Rzeczpospolita szeroka, za małpiego
króla mnie ogłoszą!
- Wuj musi tę konfuzję zatrzeć! - powtórzył grzmiącym głosem Roch.
- A pierwszy sposób będzie, iż jakom pałac Kazanowskich zdobył... bo niech kto powie, że
to nie ja!..
- Niech kto powie, że to nie wuj!... - powtórzył Roch.
-...Tak i ów kościół zdobędę, tak mi Panie Boże dopomóż, amen!-dokończył Zagłoba.
Po czym odwrócił się do swej czeladzi, która już stała przy armatach.
- Ognia!
Szwedów, broniących się z rozpaczą w kościele, strach zdjął, gdy nagle cała boczna ściana
trząść się zaczęła. Na tych, którzy siedzieli w oknach, przy strzelnicach powycinanych w
murze, na załamach wewnętrznych gzymsów, przy gołębich otworach, przez które strzelali do