lektory on-line

Potop - Henryk Sienkiewicz - Strona 756

szukając śmierci. Nikt nigdy nie widział i nie pamiętał uporczywszej obrony, ale i
uporczywszego szturmowania. Z wyższych piętr nad bramą sypały się kule, lała się smoła,
lecz ci, którzy byli pod ogniem, gdyby nawet byli chcieli, nie mogli ustąpić, tak
popychano ich z zewnątrz. Widziałeś pojedynczych ludzi mokrych od potu, czarnych od
prochu, ze ściśniętymi zębami i zdziczałymi oczyma, walących w bramę belkami tak
wielkimi, że w zwyczajnym czasie zaledwie trzech tęgich chłopów władnąć by nimi zdołało.
Tak uniesienie troiło siły. Szturmowano jednocześnie do wszystkich okien, przystawiano
drabiny do górnych piętr, wyrąbywano kraty w murach. A przecież z owych krat, z okien, z
otworów wyciętych w ścianach sterczały rury muszkietów, które ani chwili nie przestawały
dymić. Lecz takie wreszcie wzbiły się dymy, taka wstała kurzawa, że przy jasnym dniu
słonecznym szturmujący zaledwie mogli się rozpoznać. Mimo to walki nie zaniechali,
owszem, tym bardziej darli się na drabiny, tym zacieklej łupali bramę, że wrzaski od
kościoła Bernardynów zwiastowały, iż tam inne watahy szturmują z równą energią.
Wtem Zagłoba krzyknął głosem tak donośnym, że usłyszano go wśród zgiełku i wystrzałów:
- PuszkÄ™ z prochem pod bramÄ™!
Podano mu ją w mgnieniu oka, on zaś kazał zaraz rąbać wąską dziurę u samego spodu
wrzeciądzów, tak wąską, aby tylko puszka w nią się zmieściła. Gdy weszła, pan Zagłoba sam
nić siarkową zapalił, po czym .zakomenderował:
- Na boki! Pod ściany!
Stojący bliżej umknęli się na obie strony ku tym, którzy drabiny przystawiali do dalszych
okien, i nastała chwila oczekiwania.
Po czym łoskot ogromny wstrząsnął powietrzem i nowe kłęby dymu podniosły się ku górze.
Skoczył pan Zagłoba na powrót ze swoimi ludźmi; spojrzą: wybuch nie rozniósł wprawdzie
bramy w drobne szczątki, ale wyrwał zawiasę z prawej strony, odłupał parę potężnych
bierwion już podrąbanych, skręcił antabę i całą jedną połowę odepchnął w dolnej części w
głąb sieni, tak iż utworzyło się wejście, przez które tęgi nawet człowiek łatwo mógł się
przecisnąć.
Wnet zaostrzone koły, topory i siekiery poczęły bić gwałtownie w nadwątloną wierzeję,
setki ramion podparły ją z wysileniem, dał się słyszeć trzask przeraźliwy i cała jedna
połać runęła odkrywając głąb ciemnej sieni.
W ciemności owej wnet błysły wystrzały muszkietów, lecz rzeka ludzka runęła wyłomem z
niepohamowanym pędem - pałac był zdobyty.
Jednocześnie wdarto się i przez okna i rozpoczęła się straszliwa bitwa na białą broń
wewnątrz pałacu. Zdobywano komnatę po komnacie, korytarz po korytarzu, piętro po piętrze.
Mury były już poprzednio tak porozszczepiane i nadwątlone, że pułapy w kilku pokojach
zapadły się z łoskotem, pokrywając gruzami Polaków i Szwedów. Lecz Mazury szli jak pożar,
wnikali wszędzie, waląc ośnikami, siekąc, bodąc. Nikt ze Szwedów nie prosił pardonu, ale
go też i nie dawano. W niektórych korytarzach i przejściach trupy ludzkie tak zawaliły
drogę, że Szwedzi porobili z nich sobie barykady, napastnicy zaś wywłóczyli je za nogi,
Nasi Partnerzy/Sponsorzy: Wartościowe Virtualmedia strony internetowe, Portal farmeceutyczny najlepszy i polecany portal farmaceutyczny,
Opinie o ośrodkach nauki jazy www.naukaprawojazdy.pl, Sprawdzony email marketing, Alfabud, Najlepsze okna drewniane Warszawa w Warszawie.

Valid XHTML 1.0 Transitional