- Z rozkazu króla miłościwego masz waćpan jutro zostawać przy jego osobie.
- Ha! chcą mnie od szturmu zachować, bo wiedzą, że stary pierwszy ruszy, niech jeno trąby
zagrzmią. Dobry pan, pamiętny, nie chciałbym go zmartwić, ale czy wytrzymam, nie wiem, bo
jak mnie ochota zeprze, tedy o niczym nie pamiętam i prosto w dym walę... Taka już
natura!... Dobry pan!... Słyszycie, już i trąbki przez munsztuk grają, by każdy na
stanowisko ruszał. No! jutro! jutro... Będzie miał i święty Piotr robotę; już książki
przygotowywać musi... W piekle także dla Szwedów kotły ze świeżą smołą na kąpiel
nastawili... Uf! uf! jutro!...
tom III
Rozdział XIV
Dnia 1 lipca, między Powązkami a osadą nazwaną później Marymontem, odbyła się wielka msza
polowa, której dziesięć tysięcy ludzi wojsk kwarcianych słuchało w skupieniu ducha. Król
ślub uczynił, że w razie zwycięstwa kościół Najświętszej Pannie wystawi. Ślubowali za
jego przykładem, każdy wedle możności, dygnitarze, hetmani, rycerstwo, nawet prości
żołnierze, gdyż ów dzień miał być dniem ostatecznego szturmu. Po skończeniu mszy ruszył
każdy z wodzów do swojej komendy. Więc pan Sapieha stanął naprzeciw kościoła Świętego
Ducha, który wówczas za murami leżał, ale że był do nich kluczem, został zatem potężnie
przez Szwedów umocnion i wojskiem należycie obsadzony. Pan Czarniecki miał Gdańskiego
Domu dobywać, tylna bowiem ściana tej budowli stanowiła część obwodowego muru, i
przebiwszy go, można się było dostać do miasta. Piotr Opaliński, wojewoda podlaski, z
Wielkopolany i Mazurami od Krakowskiego i Wisły zmierzał. Kwarciane pułki tkwiły
naprzeciw Bramy Nowomiejskiej. Luda było tyle, że niemal więcej niźli przystępu do murów;
cała płaszczyzna, wszystkie okoliczne podmiejskie wioski i błonia zalane zostały morzem
ludzkim, za którym bielały namioty, za namiotami wozy, aż hen ! wzrok gubił się w sinym
oddaleniu, nim krańca tego mrowiska sięgnąć zdołał.
Zastępy owe stały w zupełnej gotowości, z bronią podaną już naprzód i wysuniętą do biegu
nogą, gotowe w każdej chwili rzucić się ku wyłomom uczynionym przez działa wielkiego
kalibru, a zwłaszcza przez ciężkie kartauny zamojskie. Działa nie ustawały grać ani na
moment, szturm zaś zwłóczył się tylko dlatego, że czekano ostatecznej odpowiedzi
Wittenberga na list, który kanclerz wielki Koryciński mu posłał. Lecz gdy koło południa
przyjechał oficer z odpowiedzią odmowną, zagrzmiały naokół miasta złowieszcze trąby i
szturm siÄ™ rozpoczÄ…Å‚.
Wojska koronne pod hetmanami, czarniecczykowie, pułki królewskie, piesze regimenta pana
Zamoyskiego, Litwini spod Sapiehy i zastępy pospolitego ruszenia rzuciły się jak wezbrana
fala ku murom. A z murów wykwitły ku nim smugi białego dymu i rzuty płomienia: wielkie
działa, hakownice, organki, muszkiety zagrzmiały naraz! ziemia wstrząsła się w posadach.
Kule miesiły tę ciżbę ludzką, orały w niej bruzdy długie, lecz ona biegła naprzód i darła
się ku twierdzy nie zważając na ogień i śmierć. Obłoki dymów prochowych słońce zakryły.
Uderzył tedy każdy zapamiętale tam, gdzie mu było najbliżej, więc hetmani od