Lecz on o wszystkim już zapomniał, tak miał przeszyte serce. Księżna Januszowa, wpadłszy
w pasję, pojechała z córką do Kurlandii, on zaś oświadczył się o pannę Billewiczównę tego
samego wieczora.
- Oświadczył się?! - zawołali ze zdumieniem Zagłoba, Kmicic i Wołodyjowski.
- Tak! Naprzód panu miecznikowi rosieńskiemu, który nie mniej od waszmościów był zdumion
i uszom własnym wierzyć nie chciał, ale uwierzywszy wreszcie, z radości ledwie się
posiadał, boć to dla całego domu Billewiczów splendor niemały z Radziwiłłami się
połączyć; wprawdzie powiadał Paterson, że i tak koligacja jakaś jest, ale dawna i
zapomniana.
- Powiadaj dalej! -ozwał się drżąc z niecierpliwości Kmicic.
- Obaj tedy ruszyli do panny z całą ostentacją, jaka w takich razach we zwyczaju. Cały
dwór aż się trząsł. Przyszły złe wieści od księcia Janusza, Sakowicz jeden je przeczytał,
zresztą nikt na nie nie zważał ani też na Sakowicza, bo był tego czasu wypadł z łaski za
to, że małżeństwo perswadował. A u nas jedni mówili, że to nie pierwszyzna się
Radziwiłłom ze szlachciankami żenić, że w tej Rzeczypospolitej wszystka szlachta równa, a
billewiczowski dom rzymskich czasów sięga. I to mówili Ci, którzy już sobie chcieli łaski
przyszłej pani zarobić. Inni twierdzili, że to tylko fortel księcia, aby do większej
przyjść z panną konfidencji (jako to między narzeczonymi niejedno uchodzi) i przy
sposobności kwiat dziewictwa uszczknąć.
- Pewnie to było! Nic innego! - ozwał się pan Zagłoba.
- I ja tak mniemam -rzekł Hassling - ale słuchajcie dalej. Gdy tak między sobą na dworze
deliberujem, nagle jak grom rozchodzi się, że panna przecięła wątpliwości jak szablą, bo
odmówiła wprost.
- Boże jej błogosław! - krzyknął Kmicic.
- Odmówiła tedy wprost! - mówił dalej Hassling. - Dość było spojrzeć na księcia, by to
poznać. On, któremu księżniczki ulegały, nie znosił oporu i mało nie oszalał.
Niebezpiecznie mu się było pokazywać. Wiedzieliśmy wszyscy, że tak długo nie pozostanie i
że książę prędzej, później siły użyje. Jakoż porwano na drugi dzień pana miecznika i
osadzono w Tylży, już za granicą elektorską. Tegoż dnia panna ubłagała oficera
trzymającego straż przed jej drzwiami, że jej krócicę nabitą dał. Oficer jej tego nie
odmówił, bo szlachcicem i honorowym człekiem będąc, czuł litość dla nieszczęść damy, a
uwielbienie dla jej urody i stałości.
- Kto ów oficer? -zawołał Kmicic.
- Ja! - odrzekł sucho Hassling.
Pan Andrzej porwał go tak w ramiona, że młody Szkot słabym jeszcze będąc krzyknął z bólu.
- Nic to! - zawołał Kmicic. - Nie jesteś jeńcem, jesteś moim bratem, przyjacielem! Mów,
czego chcesz? Na Boga, powiadaj, czego chcesz?
- Spocząć chwilę! - odrzekł dysząc Hassling.
I umilkł, ściskał tylko ręce, które mu podawali Wołodyjowski i Zagłoba, na koniec sam