- Taki straceniec! Gdzie on się nie utrzyma! Tegom jeszcze zapomniał powiedzieć, co mi na
odchodnym krzyknął: ?Będę tu i tydzień siedział i nie dam się, bylem miał co jeść!"
- Można że tam wysiedzieć?
- Tam, miłościwy królu, istny dzień sądu! Granat pada za granatem, czerepy jako diabły
koło uszu świszczą, ziemia w doły powybijana, od dymu mówić nie można ! Piaskiem i darnią
tak kule rzucają, że co chwila trzeba się otrząsać, żeby nie przysypało. Siła ich
poległo, ale ci, co żywi, w bruzdach na okopie leżą i płotki sobie przed głowami z kołów
porobili, ziemiÄ… je umocniwszy. Bardzo starownie Szwedzi ten nasyp uczynili a teraz
przeciw nim służy. Przy mnie jeszcze przyszły piechoty pana Grodzickiego i teraz biją się
tam na nowo.
- Skoro na mury nie można, póki wyłomu nie ma - rzekł król - to na pałace na Krakowskim
dziś jeszcze uderzymy; to będzie najlepsza dywersja.
- Okrutnie i pałace umocnione, prawie w fortece pozmieniane - zauważył Tyzenhauz.
- Ale im z pomocą z miasta nie pospieszą, bo całą zawziętość na Babinicza obracają -
odrzekł król. - Tak będzie, jakom tu żyw, tak będzie! I zaraz szturm nakażę, jeno jeszcze
Babinicza przeżegnam.
To rzekłszy, król wziął z ręki księdza Cieciszowskiego złocisty krucyfiks, w którym
drzazgi krzyża świętego były osadzone, i podniósłszy go do góry, począł żegnać daleki
nasyp, okryty ogniem i dymami, mówiąc:
- Boże Abrahamów, Boże Izaaków i Jakubów, zmiłuj się nad ludem Twoim i daj ratunek tym
ginÄ…cym! Amen! amen! amen!
tom III
Rozdział XIII
Nastąpił krwawy szturm od strony Nowego Światu ku Krakowskiemu Przedmieściu, niezbyt
szczęśliwy, ale o tyle skuteczny, że odwrócił uwagę Szwedów od szańca bronionego przez
Kmicica i pozwolił zawartej w nim załodze nieco odetchnąć. Posunęli się jednak Polacy aż
do pałacu Kazimierowskiego, lubo nie mogli utrzymać owego punktu.
Z drugiej strony szturmowano do pałacu Daniłłowiczowskiego i do Gdańskiego Domu, również
bezskutecznie. Legło znów ludzi kilkaset. Tę jedną miał król pociechę, iż widział, że
nawet pospolite ruszenie z największym męstwem i poświęceniem rwie się na mury i że po
owych próbach, mniej więcej niepomyślnych, duch nie tylko nie upadł, ale przeciwnie,
umocniła się w wojsku pewność zwycięstwa.
Lecz najpomyślniejszym dni tych wydarzeniem było przybycie pana Jana Zamoyskiego i pana
Czarnieckiego. Pierwszy z nich sprowadził piechotę bardzo doskonałą i tak ciężkie
kartauny z Zamościa, iż Szwedzi nie mieli w Warszawie podobnych. Drugi obsadziwszy
Duglasa w porozumieniu z panem Sapiehą częścią wojsk litewskich i pospolitego ruszenia
podlaskiego, nad którym Skrzetuskiemu Janowi powierzono dowództwo, przybył do Warszawy,
aby wziąść udział w szturmie jeneralnym. Spodziewano się, a i Czarniecki dzielił tę
wiarę, że ten szturm będzie ostatnim.