lektory on-line

Potop - Henryk Sienkiewicz - Strona 75

Dał się słyszeć świst krótki, straszny, potem stłumiony krzyk... jednocześnie Kmicic
rozłożył ręce, szabla wypadła mu z nich na ziemię... i runął twarzą do nóg pułkownika...
- Źyje! - rzekł Wołodyjowski - nie padł na wznak!
I zagiąwszy połę Kmicicowego żupana począł nią ocierać szablę. Zawrzasła szlachta jednym
głosem, w tych zaś krzykach brzmiało coraz wyraźniej :
- Dobić zdrajcę... dobić!...rozsiekać!
I kilku Butrymów biegło z dobytymi szablami. Nagle stało się coś dziwnego; oto rzekłbyś:
mały pan Wołodyjowski urósł w oczach -szabla najbliższego Butryma wyleciała mu z ręki
śladem Kmicicowej, jakby ją wicher porwał - pan Wołodyjowski zaś krzyknął z iskrzącymi
oczyma :
- Wara!... wara!... Teraz on mój, nie wasz!... Precz!...
Umilkli wszyscy bojąc się gniewu męża, on zaś rzekł:
- Nie potrzeba mi tu jatek!... Waszmościowie szlachtą będąc powinniście rozumieć
kawalerski obyczaj, aby rannego nie dobijać. Nieprzyjacielowi nawet tego się nie czyni, a
cóż dopiero przeciwnikowi w pojedynku zwyciężonemu.
- On zdrajca! -mruknął któryś z Butrymów. - Takiego godzi się bić.
- Jeśli on zdrajca, tedy panu hetmanowi oddany być powinien, aby karę poniósł i stanął za
przykład innym. Zresztą, jakom wam rzekł: mój on teraz, nie wasz. Jeśli wyżyje, to wam
wolno będzie krzywd waszych przed sądem dochodzić i z żywego lepszą mieć będziecie
satysfakcję niż z umarłego. A kto tu umie rany opatrywać?
- Krzych Domaszewicz. On z dawna wszystkich na Laudzie opatruje.
- Niechże go zaraz opatrzy, potem na łoże go przenieść, a ja pójdę tę nieszczęsną pannę
pocieszyć.
To rzekłszy pan Wołodyjowski zasunął szabelkę do pochwy i wszedł przez porąbane drzwi do
domu. Szlachta poczęła łowić i wiązać rapciami ludzi Kmicicowych, którzy odtąd mieli orać
rolę w zaściankach. stawom, ale tam wpadli w ręce czekających Stakjanów. Jednocześnie
szlachta wzięła się do rabunku wozów, na których łup znalazł się dość obfity; niektórzy
radzili zrabować i dom, ale bano się pana Wołodyjowskiego, a może obecność w domu
Billewiczówny wstrzymywała zuchwalszych. Swoich poległych, między którymi było trzech
Butrymów i dwóch Domaszewiczów, złożyła szlachta na wozy, aby ich po chrześcijańsku
pochować, dla zabitych Kmicicowych kazano kopać chłopom rów za ogrodem.
Pan Wołodyjowski zaś szukając panny przetrząsnął cały dom i znalazł ją dopiero w
skarbczyku położonym w rogu, do którego prowadziły maleńkie a ciężkie drzwi z izby
sypialnej. Była to mała komnatka o wąskich grubo kratowanych oknach, zbudowana w kwadrat
z murów tak potężnych, że pan Wołodyjowski poznał natychmiast, iż choćby Kmicic był
wysadził dom prochem, ta izba byłaby ocalała z pewnością. To dało mu lepsze o Kmicicu
mniemanie. Panna siedziała na skrzyni niedaleko drzwi, z głową spuszczoną, z twarzą
prawie zasłoniętą włosami, i całkiem nie podniosła jej słysząc wchodzącego rycerza.
Myślała zapewne, że to sam Kmicic lub kto z jego ludzi. Pan Wołodyjowski stanął we
Nasi Partnerzy/Sponsorzy: Wartościowe Virtualmedia strony internetowe, Portal farmeceutyczny najlepszy i polecany portal farmaceutyczny,
Opinie o ośrodkach nauki jazy www.naukaprawojazdy.pl, Sprawdzony email marketing, Alfabud, Najlepsze okna drewniane Warszawa w Warszawie.

Valid XHTML 1.0 Transitional