- Wuj tumult uczyni! - zagrzmiał Roch Kowalski.
Wtem Akbah-Ułan wsadził swą zwierzęcą twarz przeze drzwi.
- Effendi! - rzekł do Kmicica - wojska królewskie za Wisłą widać!
Porwali się na to wszyscy na równe nogi i wypadli przed sień.
Król istotnie przybył. Najpierwej przyciągnęły tatarskie chorągwie pod Subaghazim, ale
nie w tej liczbie, w jakiej ich się spodziewano. Za nimi nadeszło wojsko koronne, mnogie
i dobrze uzbrojone, a przede wszystkim pełne zapału. Do wieczora cała armia przeszła po
świeżo zbudowanym przez pana Oskierkę moście. Sapieha czekał na króla z uszykowanymi jak
do bitwy chorągwiami stojącymi wzdłuż, jedna podle drugiej, na kształt niezmiernego muru,
którego końca okiem trudno było dosięgnąć. Rotmistrze stali przed pułkami, przy nich
chorążowie, każden z rozpuszczonym znakiem; trąby, kotły, krzywuły, bębny i litaury
czyniły zgiełk nieopisany. Koronne chorągwie, w miarę jak która przeszła, stawały również
naprzeciw litewskich w ordynku; między jednym a drugim wojskiem zostało na sto kroków
pustego miejsca.
Sapieha trzymając buławę w ręku wyszedł piechotą na ów pusty majdan, za nim szło
kilkunastu przedniejszych wojskowych i cywilnych dygnitarzy. Z drugiej strony, od wojsk
koronnych, podjechał król konno na wspaniałym fryzie podarowanym mu jeszcze w Lubowli
przez pana marszałka Lubomirskiego, przybrany jak do bitwy w błękitny lekki pancerz ze
złotymi rzutami, spod którego widać było czarny aksamitny kaftan, z wyłożoną aż na
pancerz koronkową kryzą; tylko zamiast hełmu miał na głowie zwykły szwedzki kapelusz z
czarnymi piórami, natomiast rękawice bojowe i na nogach długie, chrabąszczowego koloru
buty, aż wysoko za kolana zachodzące.
Za nim jechał nuncjusz, ksiądz arcybiskup Iwowski, ksiądz biskup kamieniecki, ksiądz
nominat Å‚ucki, ksiÄ…dz Cieciszowski, pan wojewoda krakowski, pan wojewoda ruski, baron
Lisola, hrabia Pöttingen, pan kasztelan kamieniecki, poseÅ‚ moskiewski, pan Grodzicki,
jenerał artylerii, Tyzenhauz i wielu innych. Posunął się Sapieha, jak ongi marszałek
koronny, do strzemienia pańskiego, lecz król nie czekając zeskoczył lekko z kulbaki,
podbiegł ku Sapieże i nie rzekłszy ani słowa, chwycił go w objęcia.
I chwyciwszy, trzymał długo, na oczach obu wojsk; milczał ciągle, jeno łzy płynęły mu
ciurkiem po twarzy, bo oto przyciskał do piersi najwierniejszego sługę swego i ojczyzny,
który choć geniuszem nie dorównał innym, który choć czasem pobłądził, przecie
poczciwością wystrzelił nad wszystkie panięta tej Rzeczypospolitej, w wierności nigdy się
nie zawahał, poświęcił bez chwili namysłu całą fortunę i od początku wojny piersi za
swego monarchę i swój kraj nadstawiał.
Litwini, którzy sobie poprzednio szeptali, że za wypuszczenie Karola spod Sandomierza i
za ostatnią warszawską nieostrożność może i spotkają pana Sapiehę wymówki, a co najmniej
zimne przyjęcie, widząc ową dobroć królewską, uczynili na cześć dobrego pana huk tak
srogi, że echo niebiosów dosięgło. Odpowiedziały im zaraz jednym grzmotem wojska
królewskie i przez czas jakiś nad wrzawą kapeli, nad warczeniem bębnów, nad łoskotem