- Naprzód, czego wy nad tym Hasslingiem jak kat nad dobrą duszą stoicie.
Nie jego jednego wzięto w niewolę, możecie się innych wypytać.
- Jużem ci ja tamtych brał na pytki, ale to gemajny; nie wiedzą nic, a on, jako oficer,
był przy dworze - odrzekł Kmicic.
- To i racja ! -odpowiedział Zagłoba. -Ja też muszę się z nim rozgadać; od tego, co mi
powie o osobie i obyczajach księcia, mogą i fortele zależeć. Teraz grunt, żeby się to
oblężenie prędko skończyło, bo potem pewno przeciw tamtej armii ruszymy. Ale coś naszego
pana miłościwego i hetmanów długo nie widać!
- Jakże? - odrzekł mały rycerz. -W tej chwili wracam od hetmana, który dopiero co odebrał
wiadomość, że król jegomość jeszcze dziś wieczorem z przybocznymi chorągwiami tu stanie,
a hetmani z komputem jutro nadciągną. Od samego Sokala szli, mało co wypoczywając,
wielkie pochody czyniąc. Przecie zresztą już od paru dni wiadomo, że tylko co ich nie
widać.
- A wojska siła ze sobą prowadzą?
- Blisko pięć razy tyle co przy panu Sapieże, piechoty ruskie i węgierskie, bardzo
przednie; idzie i sześć tysięcy ordy pod Subaghazim, ale podobnoć nie można ich na dzień
spod ręki puścić, bo bardzo swawolą i krzywdy naokoło czynią.
- Pana Andrzeja by im na przywódcę dać! - rzekł Zagłoba.
- Ba ! - odparł Kmicic. - Zaraz bym ich spod Warszawy wyprowadził, bo oni w oblężeniu na
nic, i powiódłbym ich do Buga i Narwi.
- Na nic, nie na nic - odrzekł Wołodyjowski - gdyż nikt lepiej nie upilnuje, aby żywność
do fortecy nie przychodziła.
- No, będzie Wittenbergowi ciepło! Postój, stary złodzieju! - zawołał Zagłoba. -
Wojowałeś dobrze, tego ci nie neguję, ale kradłeś i łupiłeś jeszcze lepiej; dwie gęby
miałeś: jedną do fałszywych przysiąg, drugą do łamania obietnic, ale teraz dwoma się nie
wyprosisz. Swędzi cię od galickiej choroby skóra i medykowie ci ją drapią, czekaj, my cię
lepiej podrapiemy, Zagłoby w tym głowa !
- Ba! Zda się na kondycję królowi i co mu kto uczyni? - odrzekł pan Michał. -Jeszcze mu
honory wojskowe będziemy musieli oddawać!
- Zda się na kondycję? tak! - zakrzyknął Zagłoba. - Dobrze!
Tu zaczął pięścią w stół walić tak silnie, że aż Roch Kowalski, który w tej chwili wszedł
do izby, zląkł się i stanął, jako wryty, w progu.
- Niech Źydom za parobka służę! - krzyczał dalej stary - jeżeli ja tego bluźniciela
przeciw wierze, tego zdziercę kościołów, tego ciemięzcę panienek, tego kata męża i
niewiasty, tego podpalacza, tego szelmę, tego felczera od puszczania krwi i pieniędzy,
tego mieszkogryza, tego skórołupa wolno z Warszawy wypuszczę! Dobrze! Król go na kondycje
wypuści, hetmani na kondycje wypuszczą, ale ja, jakom katolik, jakom Zagłoba, jako
szczęścia za życia, a Boga przy śmierci pragnę, taki tumult przeciw niemu uczynię, o
jakim nikt jeszcze w tej Rzeczypospolitej nie słyszał! Nie machaj ręką, panie Michale!