lektory on-line

Krzyżacy - Strona 72

tylko w Niemczech, ale na całym Zachodzie.
Nie obawiał się więc książę wojny, chciał jednak wiedzieć, co się stało, co ma naprawdę
myśleć o zajściu w Szczytnie, o zniknięciu Danusi i o tych wszystkich wieściach, które
przychodziły znad granicy, więc też, jakkolwiek nie cierpiał Krzyżaków, rad był, gdy
pewnego wieczora kapitan łuczników doniósł mu, że przyjechał rycerz zakonny i prosi o
posłuchanie.
Przyjął go jednak wyniośle i jakkolwiek natychmiast poznał, że to jest jeden z braci,
którzy byli w leśnym dworcu, udał, że go sobie nie przypomina, i zapytał, kto jest, skąd
przybywa i co go do Warszawy sprowadza.
- Jestem brat Rotgier - odpowiedział Krzyżak - i przed niedawnym czasem miałem zaszczyt
pochylić się do kolan waszej książęcej miłości.
- Czemu zaś bratem będąc, nie masz na sobie zakonnych znamion?
Rycerz począł tłumaczyć się, że białego płaszcza z krzyżem nie przywdział tylko dlatego,
iż gdyby to był uczynił, niechybnie byłby pojman lub zabit przez mazowieckie rycerstwo:
wszędzie na całym świecie, we wszystkich królestwach i księstwach, znak krzyża na
płaszczu ochrania, zjednywa życzliwość i gościnność ludzką, i tylko w jednym księstwie
mazowieckim krzyż na pewną zgubę naraża człowieka, który go nosi.
Lecz książę przerwał mu gniewnie:
- Nie krzyż - rzekł - bo krzyż i my całujem, jeno wasza niecnota... A jeśli was gdzie
indziej lepiej przyjmują, to dlatego, że was mniej znają.
Po czym, widząc, że rycerz stropił się bardzo tymi słowy, zapytał:
- Byłeś w Szczytnie, albo-li wiesz, co się tam stało?
- Byłem w Szczytnie i wiem, co się tam stało? - odrzekł Rotgier - a przybywam tu nie jako
czyjś wysłannik, ale z tej jeno przyczyny, że doświadczony i świątobliwy komtur z
Insburka rzekł mi: Nasz mistrz miłuje pobożnego księcia i ufa w jego sprawiedliwość, więc
gdy ja pośpieszę do Malborga, ty jedź na Mazowsze i przedstaw naszą krzywdę, nasze
pohańbienie, naszą niedolę. Jużci nie pochwali sprawiedliwy pan gwałciciela pokoju i
srogiego napastnika, który rozlał tyle krwi chrześcijańskiej, jakby nie Chrystusa, ale
szatana był sługą.
I tu począł opowiadać wszystko, co stało się w Szczytnie: jako Jurand przez nich samych
wezwany, aby zobaczył, czy dziewczyna, którą zbójom odjęli, nie jest jego córką, zamiast
wdzięcznością się wypłacić wpadł w szał; jak zabił Danvelda, brata Gotfryda, Anglika
Huga, von Brachta i dwóch szlachetnych giermków, nie licząc knechtów; jak oni, pomni na
przykazania boskie, nie chcąc zabijać, musieli w końcu splątać siecią strasznego męża,
który wówczas przeciw sobie samemu podniósł broń i poranił się okrutnie; jak wreszcie nie
tylko w zamku, ale i w mieście byli ludzie, którzy wśród wichury zimowej słyszeli podczas
nocy po walce straszliwe jakieś śmiechy i głosy wołające w powietrzu: "Nasz Jurand!
krzywdziciel Krzyża! rozlewca krwi niewinnej! Nasz Jurand!"
I całe opowiadanie, a zwłaszcza ostatnie słowa Krzyżaka wielkie uczyniły wrażenie na
Nasi Partnerzy/Sponsorzy: Wartościowe Virtualmedia strony internetowe, Portal farmeceutyczny najlepszy i polecany portal farmaceutyczny,
Opinie o ośrodkach nauki jazy www.naukaprawojazdy.pl, Sprawdzony email marketing, Alfabud, Najlepsze okna drewniane Warszawa w Warszawie.

Valid XHTML 1.0 Transitional