Dobrze nam tak, bo niceśmy lepszego niewarci. Szubienicy! szubienicy!... Samemu już
ciasno, przycisnęliśmy go jako twaróg w worku, że już serwatką popuszcza, a on jeszcze
mieczem i szubienicą grozi. Poczekaj! Złapał Kozak Tatarzyna, a Tatarzyn za łeb trzyma!
Będzie wam jeszcze ciaśniej. Rochu! chciałem ci po gębie dać albo pięćdziesiąt na
kobiercu, ale ci już przebaczę za to, żeś się po kawalersku stawił i dalej go ścigać
obiecałeś. Dajże gęby, bom z ciebie rad!
- Przecie wuj rad! -odrzekł Roch.
- Szubienica a miecz! I mnie to w oczy powiedział! - mówił znów po chwili Zagłoba. -
Macie protekcję! Wilk tak samo barana do własnych kiszek proteguje!... I kiedy to mówi?
Teraz, gdy mu się już gęsia skóra na krzyżach robi. Niech sobie Lapończyków na
konsyliarzy dobierze i z nimi razem diabelskiej protekcji szuka! A nas będzie Najświętsza
Panna sekundowała, jako pana Bobolę w Sandomierzu, którego prochy na drugą stronę Wisły
razem z koniem przerzuciły, a dlatego mu nic. Obejrzał się, gdzie jest, i zaraz na obiad
do księdza trafił. Przy takiej pomocy jeszcze my ich wszystkich, jako raki z więcierza,
za szyje powyciÄ…gamy...
tom III
Rozdział IX
Upłynęło dni kilkanaście. Król siedział ciągle w widłach rzecznych i gońców na wszystkie
strony rozsyłał do fortec, do komend, w kierunku Krakowa i Warszawy, z rozkazami, by mu
wszyscy z pomocą spieszyli. Sprowadzano mu też Wisłą prowianty, ile można było, ale
niedostatecznie. Po upływie dni dziesięciu poczęto konie jeść, i rozpacz ogarniała króla
i jenerałów na myśl, co będzie, gdy rajtaria od koni odpadnie i gdy armat nie będzie w co
zaprząc. Zewsząd też przychodziły wieści niepocieszne. Kraj cały tak gorzał wojną, jakby
go kto smołą polał i zapalił. Mniejsze komendy, mniejsze prezydia nie mogły spieszyć na
pomoc, bo nie mogły wychylać się z miast i z miasteczek Litwa trzymana dotąd żelazną ręką
Pontusa de la Gardie, powstała jak jeden człowiek. Wielkopolska, która poddała się
najpierwsza, najpierwsza też zrzuciła jarzmo i świeciła całej Rzeczypospolitej przykładem
wytrwania, zawziętości, zapału. Partie szlacheckie i chłopskie rzucały się tam nie tylko
na stojące po wsiach załogi, ale nawet na miasta. Próżno Szwedzi mścili się straszliwie
nad krajem, próżno ucinali ręce schwytanym w niewolę jeńcom, puszczali z dymem wsie,
wycinali w pień osady, wznosili szubienice, sprowadzali tortury z Niemiec dla męczenia
buntowników. Kto miał cierpieć, cierpiał, kto miał ginąć, ginął, lecz jeśli był
szlachcicem, ginął z szablą, jeśli chłopem, ginął z kosą w ręku. I lała się krew szwedzka
po całe Wielkopolsce, lud żył w lasach, niewiasty nawet porywały za broń; kary wywoływały
tylko zemstę i tym większą zaciekłość. Kulesza, Krzysztof Źegocki i wojewoda podlaski
uwijali się na kształt płomieni po kraju, a prócz nich wszystkie bory pełne były partyj;
pola leżały nieuprawne, głód srogi rozwielmożnił się w kraju, lecz najbardziej skręcał
wnętrzności Szwedów, bo ci w miastach za bramami zamkniętymi siedzieli i nie mogli
wychylać się w pole.