- Na Boga! Póki żyw, tak nie uciekał przed nikim, jak przed tobą. Chwałą niezmierną się
okryłeś, kawalerze!...
- A co rajtarów przedtem nałuszczył, nim się za samym królem wysforował!
- Małoś tą szablą Rzeczypospolitej w mig nie zbawił!
- Bierz kiesÄ™!
- Bierz kapelusz!
- Zacny był koń, ale dziesięć takich za te skarby kupisz!
Roch spoglądał na nich osłupiałymi oczyma, na koniec zerwał się i za-krzyknął:
- Jam Kowalski, a to pani Kowalska... Idźcie do wszystkich diabłów! !
- Rozum mu się pomieszał! - poczęto wołać.
- Konia mi dawajcie! Jeszcze doścignę! - wołał Roch.
Lecz oni wzięli go pod ręce i choć się rzucał, poprowadzili nazad ku Rudnikowi,
uspokajajÄ…c i pocieszajÄ…c po drodze.
- Dałeś mu pietra! - wołali. - Na co mu to przyszło temu wiktorowi, temu pogromicielowi
tylu państw, miast, wojsk!...
- Cha! cha! Poznał polskich kawalerów!
- Sprzykrzy mu się w Rzeczypospolitej. Ciasne nań termina przyszły!
- Vivat Roch Kowalskil
- Vivat! Vivat najmężniejszy kawaler! chluba całego wojska!
I poczęto pić z manierek. Dano i Rochowi, a on do dna jeden bukłaczek wychylił i
pocieszył się zaraz znacznie.
W czasie oweqo pościqu za królem na bojanowskiej drodze rajtarzy przed plebania bronili
się jednak z godna tego sławnego pułku odwagą. Lubo napadnięci niespodzianie i zrazu
bardzo prędko rozproszeni, równie prędko zebrali się przez to samo, że ich otoczono gęstą
kupą, koło błękitnego sztandaru. Ani jeden nie poprosił o pardon, ale stanąwszy koń przy
koniu, ramię przy ramieniu, bodli rapierami tak zaciekle, iż przez chwilę zwycięstwo
zdawało się chylić na ich stronę. Trzeba ich było albo na nowo rozrywać, co stało się
niepodobnym, gdyż naokół otaczała ich wstęga polskich jeźdźców, albo wyciąć do nogi.
Uznał tę drugą myśl za lepszą Szandarowski, więc opasawszy kupę jeszcze ciaśniejszym
pierścieniem, sam rzucał się na nieprzyjaciół, jak ranny krzeczot na stado długodziobych
żurawi. Uczyniła się rzeź sroga i tłok. Szable brzęczały o rapiery, rapiery łamały się o
furdymenta szabel. Czasem koń wspinał się jak delfin nad morską falę i po chwili wpadał w
wir mężów i koni. Krzyki ustały, rozlegał się tylko kwik koński, przeraźliwy brzęk żelaza
i sapanie zdyszanych piersi rycerskich; niezwykła zaciekłość opanowała serca Polaków i
Szwedów. Walczono złamkami szabel i rapierów; jedni sczepiali się z drugimi na kształt
jastrzębi; chwytano się za włosy, wąsy, gryziono zębami; ci, którzy spadli z koni, a
jeszcze na nogach utrzymać się mogli, żgali nożami w brzuchy końskie, w łydy jeźdźców. W
dymie, w wyziewach koni, w straszliwym uniesieniu bojowym ludzie zmieniali siÄ™ w
olbrzymów i zadawali ciosy olbrzymie; ramiona zmieniały się w maczugi, szable w