Zaczynała się dla Egiptu najpiękniejsza pora roku -zima. Ciepło nie przechodziło
piętnastu stopni, ziemia szybko pokrywała się szmaragdową zielonością, spomiędzy której
wytryskały narcyzy i fiołki. Woń ich coraz częściej odzywała się wśród surowego zapachu
ziemi i wody.
Już kilka razy statek, niosący czcigodną panią Nikotris i namiestnika Herhora, ukazywał
się w pobliżu mieszkania Sary. Za każdym razem książę widział matkę swoją wesoło
rozmawiającą z ministrem i przekonywał się, że w ostentacyjny sposób nie patrzą w jego
stronę, jakby mu chcieli okazać lekceważenie.
- Poczekajcie! - szepnął rozgniewany następca -przekonam was, że i ja się nie nudzę...
Gdy więc jednego dnia, niedługo przed zachodem słońca, ukazała się na tamtym brzegu
złocona łódź królewska, której purpurowy namiot zdobiły w rogach strusie pióra, Ramzes
kazał przygotować czółno na dwie osoby i powiedział Sarze, że z nią popłynie.
- Jehowo! - zawołała składając ręce. - Ależ tam jest wasza matka i namiestnik.
- A tu będzie następca tronu. Weź twoją arfę, Saro.
- Jeszcze i arfę?... - zapytała drżąc. - A jeżeli wasza czcigodna matka zechce mówić z
tobÄ…?... Chyba rzucÄ™ siÄ™ w wodÄ™!...
- Nie bądź dzieckiem, Saro - odparł śmiejąc się książę. - Jego dostojność namiestnik i
moja matka bardzo lubią śpiew. Możesz więc nawet zjednać ich, jeżeli zaśpiewasz jaką
ładną pieśń żydowską. Niech tam będzie co o miłości...
- Nie umiem takiej - odpowiedziała Sara, w której słowa księcia zbudziły otuchę. Może
naprawdę jej śpiew spodoba się potężnym władcom, a wówczas?...
Na dworskim statku spostrzeżono, że następca tronu siada z Sarą do prostej łodzi i nawet
sam wiosłuje.
- Czy widzisz, wasza dostojność - szepnęła królowa do ministra - że on wypływa naprzeciw
nam ze swoją Źydówką?...
- Następca znalazł się tak poprawnie w stosunku do swoich żołnierzy i chłopów i okazał
tyle skruchy usuwając się z granic pałacu, że wasza cześć możesz mu przebaczyć to drobne
uchybienie - odparł minister.
- O, gdyby nie on siedział w tej łupince, kazałabym ją rozbić!... - rzekła z gniewem
dostojna pani.
- Po co? - spytał minister. - Książę nie byłby potomkiem arcykapłanów i faraonów, gdyby
nie szarpał tych wędzideł jakie, niestety! narzuca mu prawo lub nasze, być może, błędne
zwyczaje. W każdym razie dał dowód, że w ważnych wypadkach umie panować nad sobą. Nawet
potrafi uznać własne uchybienia, co jest przymiotem rzadkim, a nieocenionym u następcy
tronu.
To samo zaś, że książę chce nas drażnić swoją ulubienicą, dowodzi, że boli go niełaska, w
jakiej znalazł się, zresztą z najszlachetniejszych pobudek.
- Ale ta Źydówka!... - szeptała pani mnąc wachlarz z piór.
- Już dziś jestem o nią spokojny - mówił minister. -Jest to ładne, ale głupiutkie