- Pewnie, żem się wyuczył. Ale już dziś niech tak będzie: ja zaśpiewam naprzód, a
waćpanna po mnie. Robota nie przepadnie. Źeby tak białogłowa jaka prosiła, pewnie byś się
nie przeciwiła, a mężczyźnie zawsześ oporna.
- Bo warto.
- Zali i mną tak waćpanna pogardzasz?
- At, gdzie tam ! Śpiewaj już wasza mość.
Pan Wołodyjowski zabrzdąkał w lutnię, nastroił pocieszną minę i zaintonował fałszywym
głosem :
Przyjechałem w takie miejsce,
Gdzie mnie żadna panna niej-chce!...
- O, to niesprawiedliwie! - przerwała Marysia zarumieniwszy się jak malina.
- To jest żołnierska piosenka - rzekł pan Wołodyjowski -którąśmy śpiewali na hibernach,
chcąc, żeby się jaka dobra dusza nad nami użaliła.
- Ja bym się pierwsza użaliła.
- Dziękuję waćpannie. Kiedy tak, to nie mam po co dłużej śpiewać i lutnię w godniejsze
ręce oddaję.
Terka tym razem nie odepchnęła instrumentu, bo ją poruszyła pieśń pana Wołodyjowskiego, w
której istotnie było więcej chytrości niż prawdy, więc uderzyła zaraz w struny i
złożywszy buzię ?w ciupo", poczęła śpiewać:
Nie kodź do lasu czypać bzu
I nie wierz kłopcu jako psu!
Bo każdy kłopiec ma w sobie jad,
Kiedy ciÄ™ kocha, powiedz mu: ?at!"
Pan Wołodyjowski tak się rozweselił, że aż się za boki uchwycił z radości i zakrzyknął:
- Wszyscyż to chłopcy zdrajcy? A wojskowi, moja dobrodziko?
Panna Terka silniej zesznurowała buzię i odśpiewała z podwójną energią:
Jeszcze gorsze psy, jeszcze gorsze psy!
- Nie uważaj, wasza mość, na Terkę, ona zawsze taka ! - rzekła Marysia.
- Jak nie mam uważać - rzecze pan Wołodyjowski - gdy całemu stanowi wojskowemu tak
szpetnie przymówiła, że ze wstydu nie wiem, gdzie oczy podziać.
- Wasza mość chcesz, żebym śpiewała, a potem sobie ze mnie dworujesz i wyśmiewasz -
odpowiedziała nadąsana Terka.
- Nie napadam ja na śpiewanie, jeno na sens dla wojskowych okrutny odparł rycerz. - Co do
śpiewania, muszę przyznać, żem i w Warszawie tak wybornych gorgów nie słyszał. Waćpannę
tylko w pluderki przybrać, a mogłabyś u Świętego Jana śpiewać, któren kościół jest
katedralny
i królestwo mają w nim swój ganeczek.
- A czemuż by to ją w pluderki trzeba ubierać? - spytała najmłodsza, Zonia, zaciekawiona
wzmianką o Warszawie i o królestwie.