a życie powierza fali nad głębią, która wszystko pochłania i nic nie zwraca?
Gdzie jest człowiek bez niepokoju w duszy? Jestli nim myśliwiec, który goni prędką sarnę,
a spotyka na swej drodze lwa śmiejącego się ze strzały? Jestli nim żołnierz, który w
utrudzeniu idzie do sławy, a znajduje las ostrych włóczni, i miecze ze śpiżu, krwi
łaknące? Jestli nim wielki król, który pod purpurą nosi ciężką zbroję, bezsennym okiem
śledzi zastępy przemożnych sąsiadów, a uchem chwyta szmer kotary, aby we własnym namiocie
nie powaliła go zdrada?
Przetoż serce ludzkie na każdym miejscu i o każdej porze jest przepełnione tęsknością. W
pustyni grozi mu lew i skorpion, w jaskiniach smok, między kwiatami żmija jadowita. Przy
słońcu chciwy sąsiad rozmyśla, jak by umniejszyć mu ziemi, w nocy przebiegły złodziej
maca drzwi do jego komory. W dzieciństwie jest niedołężny, w starości pozbawiony mocy, w
pełni sił okrążony niebezpieczeństwem jak wieloryb przepaścią wodną.
Przetoż, o Panie, Stworzycielu mój, ku Tobie zwraca się umęczona dusza ludzka. Tyś ją
wywiódł na ten świat pełen zasadzek. Tyś w niej zaszczepił trwogę śmierci, Tyś zamknął
wszelkie drogi spokoju, wyjąwszy tej, która do Ciebie prowadzi. A jak dziecię stąpać nie
umiejące chwyta się szat matki, aby nie upaść, tak mizerny człowiek wyciąga ręce do Twego
miłosierdzia i wydobywa się z niepewności.
Sara umilkła, książę zamyślił się i rzekł po chwili:
- Wy, Źydzi, jesteście naród posępny. Gdyby w Egipcie tak wierzono jak uczy wasza pieśń,
nikt nie śmiałby się nad brzegami Nilu. Możni ukryliby się ze strachu w podziemiach
świątyń, a lud, zamiast pracować, uciekłby do jaskiń i stamtąd wyglądał zmiłowania, które
by zresztą nie nadeszło.
Nasz świat jest inny: wszystko w nim można mieć, ale wszystko trzeba zrobić samemu. I
nasi bogowie nie pomagają mazgajom. Schodzą na ziemię dopiero wówczas, gdy bohater, który
odważył się na czyn nadludzki, wyczerpie wszystkie siły. Tak było z Ramzesem Wielkim, gdy
rzucił się między dwa tysiące pięćset nieprzyjacielskich wozów, z których każdy dźwigał
trzech wojowników. Dopiero wtedy nieśmiertelny ojciec Amon podał mu rękę i dokończył
pogromu. Lecz gdyby, zamiast walczyć, zaczął czekać na opiekę waszego boga, już dawno nad
brzegami Nilu Egipcjanin chodziłby tylko z kubłem i cegłą, a nędzni Chetowie z papirusami
i kijmi!
Dlatego, Saro, prędzej twoje wdzięki aniżeli twoja pieśń rozproszy moją troskę. Gdybym
tak poczynał sobie, jak uczą żydowscy mędrcy, i czekał na pomoc z nieba, wino uciekałoby
od moich ust, a kobiety od moich domów.
Nade wszystko zaś nie mógłbym być następcą faraona jak moi przyrodni bracia, z których
jeden nie przejdzie pokoju bez oparcia się na dwu niewolnikach, a drugi skacze po
drzewach. ROZDZIAŁ PIĘTNASTY
Na następny dzień Ramzes wysłał swego Murzyna z rozkazami do Memfis, a około południa, od
strony miasta, do folwarku Sary przybiła duża łódź, napełniona greckim żołnierstwem w
wysokich hełmach i połyskliwych pancerzach.