Ci, którzy mu byli bliżsi, upewniali jednak pana Kmicica, że młody książę ma duszę
szlachetną, pojęcie niepospolite i znakomitą pamięć, dzięki której prawie wszystkimi
językami rozmówić się może, i że tylko pewna ociężałość ciała i ducha oraz przyrodzone
łakomstwo w jedzeniu stanowią wady tego niepospolitego skądinąd panięcia.
Jakoż, wdawszy się z nim w rozmowę, przekonał się pan Andrzej, że książę nie tylko ma
pojętny dowcip i trafny sąd o wszystkim, ale i dar jednania sobie ludzi. Kmicic pokochał
go po pierwszej rozmowie tym uczuciem, w którym jest najwięcej litości. Uczuł, że dałby
wiele, by temu sierocie wrócić świetny los, jaki mu się prawem z urodzenia należał.
Lecz przekonał się także przy pierwszym obiedzie, iż prawdą było, co mówiono o łakomstwie
Michała. Młody książę zdawał się nie myśleć o niczym więcej, tylko o jedzeniu. Wypukłe
jego oczy śledziły niespokojnie każdą potrawę, a gdy mu przynoszono półmisek, nabierał
ogromne kupy na talerz i jadł chciwie, z mlaskaniem wargami, jak tylko łakomcy jadają.
Marmurowa twarz księżnej przyoblekła się na ów widok jeszcze większym smutkiem. Kmicicowi
zaś stało się nieswojo tak dalece, że odwrócił oczy i spojrzał na pana Sobiepana
Zamoyskiego.
Lecz pan starosta kałuski nie patrzył ani na księcia Michała, ani na swego gościa. Pan
Kmicic poszedł za jego wzrokiem i poza ramieniem księżnej Gryzeldy ujrzał prawdziwie
cudne zjawisko, którego nie zauważył dotąd.
Była to malutka główka dziewczęca, biała jak mleko, kraśna jak róża, a wdzięczna jak
obrazek. Drobniuchne, same przez się wijące się loczki zdobiły jej czoło, bystre oczka
strzygły ku oficerom siedzącym wedle pana starosty, nie pomijając i jego samego; wreszcie
zatrzymały się na panu Kmicicu i patrzyły nań z uporem tak pełnym zalotności, jakby mu
chciały w głąb serca zajrzeć.
Lecz Kmicic niełatwo się konfundował, więc jął zaraz patrzeć w te oczka zgoła zuchwale, a
następnie trącił w bok siedzącego wedle pana Szurskiego, porucznika nadwornej pancernej
chorągwi ordynackiej, i spytał półgłosem:
- A co to za firka ogoniasta?
- Mości panie -odrzekł ostro pan Szurski - nie mów lekce, kiedy nie wiesz, o kim
mówisz... Nie żadna to firka, jeno panna Anna Borzobohata-Krasieńska... I waćpan inaczej
jej nie zwij, jeśli nie chcesz swojej grubianitatis żałować!
- Aspan chyba nie wiesz, że firka to taki ptak, i bardzo wdzięczny, dlatego żadnego też w
tym przezwisku kontemptu nie masz - odparł śmiejąc się Kmicic - ale miarkując z
waszmościnej cholery, srodze musisz być zakochany!
- A kto tu nie zakochany? - mruknÄ…Å‚ opryskliwie Szurski. - Sam pan starosta ledwie oczu
nie wypatrzy i jako na szydle siedzi.
- WidzÄ™ to, widzÄ™!
- Co tam waćpan widzisz!... On, ja, Grabowski, Stołągiewicz, Konojadzki, Rubecki z
dragonii, Pieczynga, wszystkich pogrążyła... I z waćpanem stanie się to samo, jeżeli tu
długo posiedzisz... Jej dwudziestu czterech godzin dosyć!