- Tańczą nasze kobiety i dziewczęta same ze sobą, na chwałę Panu, nie zaś po to, aby w
męskich sercach zasiewać ogniste ziarna pożądliwości. A śpiewamy... Zaczekaj, panie mój,
ja ci zaśpiewam.
Podniosła się z ławki i odeszła w stronę domu. Wkrótce ukazała się z powrotem. Za nią
młoda dziewczyna, o wylęknionych czarnych oczach, niosła arfę.
- Co to za dziewczyna? - spytał książę. - Czekaj no, ja gdzieś widziałem to
spojrzenie?... Aha, kiedym tu był ostatnim razem, ta wystraszona dziewczyna przypatrywała
mi się z krzaków...
- To moja krewna i służebnica, Ester - odparła Sara.
- Mieszka u mnie już miesiąc, ale boi się was, panie, więc zawsze ucieka. Może być, że
kiedy przypatrywała się wam spomiędzy krzaków.
- Możesz odejść, moje dziecko - rzekł książę do skamieniałej dziewczyny. A gdy skryła się
za drzewami, dodał:
- Ona także Źydówka`?... A tenże stróż twego domu, który również patrzy na mnie jak baran
na krokodyla?
- To jest Samuel, syn Ezdreasza, także mój krewny. Wzięłam go na miejsce Murzyna,
któremuś, panie, dał wolność. Wszak pozwoliłeś mi wybierać sługi?...
- Ależ tak. To już chyba i dozorca parobków jest Źydem, bo ma żółtą cerę i również patrzy
tak pokornie, jak by żaden Egipcjanin nie potrafił.
- Tamten - odpowiedziała Sara - jest Ezechiel, syn Rubena, krewny mego ojca. Czy nie
podoba ci się, mój panie?... To są bardzo wierni słudzy twoi.
- Czy podoba mi się! - rzekł markotny książę bębniąc palcami w ławkę. - On nie po to tu
jest, ażeby mi się podobał, lecz aby pilnował twego dobra... Nic mnie zresztą nie
obchodzÄ… ci ludzie... Åšpiewaj, Saro.
Sara klękła na murawie u stóp księcia i wziąwszy na arfie parę akordów zaczęła:
- Gdzież jest ten, który by nie miał troski? Gdzie ten który zabierając się do snu miałby
prawo rzec: oto dzień, który spędziłem bez smutku? Gdzie człowiek, który by kładąc się do
grobu powiedział: życie moje upłynęło bez boleści i trwogi jak pogodny wieczór nad
Jordanem.
Lecz jakże wielu takich, którzy co dzień chleb swój oblewają łzami, a ich dom pełen
westchnień.
Płacz jest pierwszym głosem człowieka na tej ziemi, a jęk ostatnim pożegnaniem. Pełen
strapienia wchodzi w życie, pełen żalu zstępuje na miejsce odpoczynku, a nikt go nie
pyta, gdzie by chciał zostać?
Gdzież jest ten, który nie zaznał goryczy bytu? Azali jest nim dziecię, którego matkę
śmierć porywa, albo niemowlę, któremu przynależną pierś głód wyssał pierwej, nim zdążyło
przyłożyć usta swoje?
Gdzie jest człowiek pewny losu, który niezmrużonym okiem wyglądałby swego jutra? Czy ten,
co pracując na roli, wie, że nie w jego mocy jest deszcz i nie on wskazuje drogę