- Z Częstochowy, wasza miłość.
- I mnie szukałeś?
- Tak jest.
- A od kogożeście się tam dowiedzieli, żem żyw?
- Od ludzi Kuklinowskiego. Ksiądz Kordecki wielką mszę z radości celebrował na
dziękczynienie Bogu. Potem jako gruchnęło, że pan Babinicz przeprowadził króla przez
góry, tak już wiedziałem, że to wasza miłość, nikt inny.
- A ksiądz Kordecki zdrów?
- Zdrów, wasza miłość, jeno nie wiadomo, czyli go anieli żywcem do nieba lada dzień nie
wezmą, bo to święty człowiek.
- Pewnie, że nie inaczej. Gdzieżeś to się dowiedział, żem z królem do Lwowa przybył?
- Myślałem sobie tak: skoro wasza miłość króla odprowadzał, to mus przy nim być, bałem
się wszelako, że wasza miłość już może w pol wyruszył i że się spóźnię.
- Jutro z Tatary ruszam!
- To się dobrze stało, bo ja waszej miłości trzosów odwożę pełnych dwa ten, co był na
mnie, i jegomościn, a oprócz tego one kamuszki świecące, cośmy je z kołpaków bojarom
zdejmowali, i te, które wasza miłość zabrał wtedy, gdyśmy to skarbczyk Chowańskiego
zagarnęli.
- Dobre były czasy, gdyśmy skarbczyk ogarnęli, ale nie musi tam tego już wiele być, bom
też przygarstkę księdzu Kordeckiemu zostawił.
- Nie wiem, ile jest, jeno ksiądz Kordecki właśnie mówił, że można by za to dwie tęgie
wsie kupić.
To rzekłszy Soroka zbliżył się do stołu i począł zdejmować z siebie trzosy.
- A kamuszki w onej blaszance - dodał kładąc obok trzosów żołnierską manierkę na wódkę.
Pan Kmicic nic nie mówiąc wytrzasnął w garść nieco czerwonych złotych, bez rachuby, i
rzekł do wachmistrza:
- Masz!
- Do nóg upadam waszej miłości! Ej! żeby to ja miał w drodze choć jeden takowy dukacik!
- Albo co? i spytał rycerz.
- Bom okrutnie z głodu osłabł. Mało gdzie teraz człeka kawałkiem chleba poczęstują, bo
każdy się boi, to i nogi w końcu ledwie z głodu wlokłem.
- Na miły Bóg! przecieś to wszystko miał przy sobie!
- Nie śmiałem bez permisji - rzekł krótko wachmistrz.
- Trzymaj! - rzekł Kmicic podając mu drugą garść.
Po czym krzyknął na pacholików:
- Nuże, szelmy! jeść mu dać, nim pacierz minie, bo łby pourywam!
Pacholikowie skoczyli jeden przez drugiego i wkrótce stanęła przed Soroką ogromna misa
wędzonej kiełbasy i flaszka z wódką.
Źołnierz wpił pożądliwe oczy w posiłek, wargi i wąsy mu drgały, Iecz siąść przy