To rzekłszy zdjął kołpak z głowy. W tej chwili uczynili to wszyscy inni. Nastało
milczenie pełne szacunku, które przerwał wreszcie Wołodyjowski.
- Ach! - rzekł -już on na sądzie bożym i ludzie nic do niego nie mają!
Tu zwrócił się do Charłampa:
- Lecz ty, nieszczęśniku, czemuś to dla niego ojczyzny i pana odstąpił?
- Dawajcie go sam!... - ozwało się zaraz kilka głosów.
Na to Charłamp wstał i wyjąwszy szablisko, cisnął ją z brzękiem na ziemię.
- Macie mnie, rozsiekajcie! - rzekł. - Nie odstąpiłem go razem z wami, gdy był potężny
jako król, a potem nie godziło mi się go opuszczać, gdy był w mizerii i gdy nikt przy nim
nie pozostał. Oj! nie utyłem na tej służbie, bom trzy dni już nic w gębie nie miał i nogi
się chwieją pode mną... Ale macie mnie, rozsiekajcie! gdyż i do tego się przyznaję... -
tu głos pana Charłampa zadrgał - żem go miłował...
To rzekłszy zatoczył się i byłby upadł, ale Zagłoba otworzył mu ramiona, chwycił go,
podtrzymał, a potem krzyczeć począł:
- Na żywy Bóg! Dajcie mu jeść i pić!...
Trafiło to wszystkim do serca, więc wzięto pana Charłampa pod ręce i wyprowadzono go
zaraz z komnaty. Po czym i żołnierze poczęli ją kolejno opuszczać żegnając się pobożnie.
W drodze do kwatery pan Zagłoba rozważał coś w umyśle, zastanawiał się, chrząkał,
nareszcie pociągnął za połę pana Wołodyjowskiego.
- Panie Michale! -rzekł.
- A czego?
- Już mnie zawziętość na Radziwiłła minęła, co nieboszczyk, to nieboszczyk!... Odpuszczam
mu z serca, że na szyję moją nastawał.
- Przed trybunałem on niebieskim ! - odrzekł Wołodyjowski.
- Otóż, otóż!... Hm! żeby mu to co pomogło, dałbym zresztą i na mszę, bo widzi mi się, że
ma tam okrutnie kruchÄ… sprawÄ™.
- Bóg miłosierny!
- Źe miłosierny, to miłosierny, aleć i On bez abominacji na heretyków patrzeć nie może. A
to nie tylko heretyk, ale i zdrajca. Ot co!
Tu pan Zagłoba zadarł głowę i począł spoglądać ku górze.
- Boję się - rzekł po chwili - żeby mi który Szwed, z tych, co się prochami wysadzili, na
łeb nie zleciał, bo że ich tam w niebie nie przyjęto, to pewna!
- Dobrzy pachołkowie! - rzekł z uznaniem pan Michał-woleli zginąć niż się poddać. Mało
takich żołnierzów w świecie!
Po czym szli w milczeniu, nagle pan Michał zatrzymał się.
- Billewiczówny w zamku nie było - rzekł.
- A skÄ…d wiesz?
- Pytałem onych paziów. Bogusław ją wziął do Taurogów.
- Oj ! - rzekł Zagłoba - to jakoby wilkowi kozę powierzono. Ale to nie twoja rzecz, tobie