w zaścianku, bo może i niewinnym się dostało, ale żołnierz, mszcząc się krwi bratniej,
niewinnych od winnych odróżnić nie umie i nikogo nie respektuje. Bogdajby się to nie
stało, co mi w twoich oczach zaszkodzić mogło. Za cudze grzechy i winy, za gniew
sprawiedliwy najcięższa dla mnie pokuta, bo straciwszy ciebie, w desperacji sypiam i w
desperacji się budzę, nie mogąc ciebie ani kochania zapomnieć. Niechże mnie,
nieszczęsnego, trybunały osądzą, niech sejmy wyroki potwierdzą, niech włożą mnie do
trÄ…by, do infamii, niech ziemia rozstÄ…pi siÄ™ mi pod nogami - wszystko zniosÄ™, wszystko
przecierpiÄ™, jeno ty, na Boga ! nie wyrzucaj mnie z serca. UczyniÄ™ wszystko, co zechcÄ…,
oddam Lubicz, oddam po ewakuacji nieprzyjacielskiej i majętności orszańskie; mam ruble
zdobyczne w lasach zakopane, i te niech biorą, byleś mi rzekła, że mi wiary dotrzymasz,
jako ci dziad nieboszczyk z tamtego świata nakazuje. Ocaliłaś mi życie, ocalże i duszę
moją, daj krzywdy nagrodzić, pozwól żywot na lepsze odmienić, bo już to widzę, że gdy ty
mnie opuścisz, to mnie Pan Bóg opuści i desperacja popchnie mnie do gorszych jeszcze
uczynków..."
Ile tam głosów litosnych podniosło się w duszy Oleńki na obronę pana Andrzeja, któż
zgadnie, któż wypisać potrafi! Miłość jako nasionko leśne z wiatrem szybko leci, ale gdy
drzewem w sercu wyrośnie, to chyba razem z sercem wyrwać ją można. Billewiczówna była z
tych, co sercem uczciwym mocno kochają, więc łzami oblała ten list Kmiciców. Ale nie
mogła przecie za pierwszym słowem o wszystkim zapomnieć, wszystko przebaczyć. Skrucha
Kmicica była zapewne szczerą, ale dusza pozostała dziką i natura niepohamowana pewno nie
zmieniła się tak przez owe wypadki, aby o przyszłości można było myśleć bez trwogi. Nie
słów, ale uczynków trzeba było na przyszłość ze strony pana Andrzeja. Zresztą, jakże to
mogła powiedzieć człowiekowi, który okrwawił całą okolicę, którego imienia nikt po obu
brzegach Laudy nie wymawiał bez przekleństwa : ?Przybywaj, za trupy, pożogę, krew i łzy
ludzkie oddaję ci swą miłość i swą rękę."
Więc odpisała mu inaczej:
?Jakom waćpanu rzekła, że nie chcę cię znać i widzieć, tak wytrwam w tym, choćby mi się
serce miało rozedrzeć. Krzywd takich, jakie tu waćpan ludziom wyrządziłeś, nie płaci się
ni majętnością, ni pieniędzmi, bo umarłych wskrzesić nie można. Nie majętność też waćpan
utraciłeś, ale sławę. Niechże ci ta szlachta, którąś popalił i pomordował, przebaczy, to
ci i ja przebaczÄ™; niech ona ciÄ™ przyjmie, to i ja przyjmÄ™; niech ona pierwsza za tobÄ…
się wstawi, tedy jej orędownictwa wysłucham. A jako się to nigdy stać nie może, tak i
waćpan szukaj gdzie indziej szczęścia, najpierwej zaś boskiego, nie ludzkiego,
przebaczenia, bo ci boskie potrzebniejsze..."
Panna Aleksandra polała łzami każde słowo listu, potem przypieczętowała go
billewiczowskim sygnetem i sama wyniosła go posłańcowi.
- Skąd jesteś? - pytała obrzucając wzrokiem tę dziwaczną postać pół-chłopa, pół-sługi.
- Z lasu, panoczka.
- A gdzie twój pan?