szemrania na tykocińską mitręgę, a ludzie istotnie zgrzytali zębami, myśląc o
Częstochowie. Dość było iskrę na owe prochy rzucić, a cóż dopiero gdyby ją rzucił człek
tak wzięty i takiej niezmiernej powagi rycerskiej jak Zagłoba. Przede wszystkim większa
część wojsk sapieżyńskich składała się z nowo zaciężnych, a zatem do dyscypliny wojennej
nieprzywykłych i do uczynków na własną rękę skorych, a ci poszliby niezawodnie pod
Częstochowę za Zagłobą, jak jeden człowiek.
Więc przelękli się tego przedsięwzięcia obaj Skrzetuscy, a Wołodyjowski zawołał:
- Ledwie się wojska trochę największym trudem wojewodzińskim zebrało, ledwie jest jakowaś
siła na obronę Rzeczypospolitej, a już czyjeś warcholstwo chce chorągwie rozrywać, do
nieposłuszeństwa przywodzić. Siła by Radziwiłł zapłacił za takową radę, bo na jego młyn
ta woda. Jak waćpanu nie wstyd gadać nawet o takiej imprezie!
- Szelmą jestem, jeśli tego nie uczynię! - odparł Zagłoba.
- Wuj tak uczyni! -dodał Roch Kowalski.
- Cicho ty, koński łbie! - huknął na niego pan Michał.
Pan Roch oczy wytrzeszczył, gębę zamknął i wyprostował się od razu. Wówczas Wołodyjowski
zwrócił się do pana Zagłoby.
- A ja szelmą jestem - rzekł - jeżeli jeden człowiek z mego pułku z waćpanem ruszy, a
chcesz wojsko psować, tedy co powiem, że pierwszy na twoich wolentarzów uderzę!
- Poganinie, Turku bezecny! - rzekł na to Zagłoba. - Jakże to? Na rycerzy Najświętszej
Panny będziesz uderzał? Gotóweś? Dobrze! Znają cię! Myślicie waćpanowie, że jemu o wojsko
albo dyscyplinę chodzi? Nie! Jeno Billewiczównę za murami tykocińskimi zwietrzył. Dla
prywaty i dla swawoli nie zawahasz się najsłuszniejszej racji odstąpić! Rad byś na
dziewczynę fyrkał i z nogi na nogę przestępywał, a jurzył się! Ale nic z tego! Moja głowa
w tym, że tam cię lepsi ubiegą, choćby ten sam Kmicic, bo i on od ciebie nie gorszy.
Wołodyjowski spojrzał na obecnych, biorąc ich na świadectwo, jaka mu się krzywda dzieje.
Następnie namarszczył się, myśleli, że gniewem wybuchnie, ale że był także poprzednio
podchmielił, więc nagle wpadł w rozczulenie.
- Oto mi nagroda! -zawołał - od wyrostka ojczyźnie służę, szabli z garści nie popuszczam!
Ni mi chaty, ni mi żony, ni dzieci, sam człek jako kopia do góry głową sterczy.
Najzacniejsi o sobie myślą, a ja, prócz ran w skórze, nie miałem innej nagrody, za to mi
jeszcze prywatę zadają, ledwie nie zdrajcą być mienią.
To rzekłszy jął ronić łzy na żółte wąsiki, zaś pan Zagłoba zmiękł od razu i otworzywszy
ręce zawołał:
- Panie Michale! Srodzem cię ukrzywdził. Katu mnie oddać za to, żem takiego wypróbowanego
przyjaciela spostponował!
I padłszy sobie w objęcia poczęli się całować i do piersi wzajem przyciskać, za czym i
pili dalej na zgodę, a gdy już żal znacznie im z serc wyparował, rzekł Wołodyjowski:
- A nie będziesz wojska psował, swawoli wprowadzał, złego przykładu dawał?
- Nie będę, panie Michale! dla ciebie to uczynię!