przecząc, pokażą.
Ksiądz Gębicki był chory, więc mówić nie mógł, tylko ręką trzęsącą się ze wzruszenia
żegnał akt i posłów.
- Już widzę nieprzyjaciela, ze wstydem z tych ziem uchodzącego! - rzekł król.
- Daj Boże najprędzej!... - zakrzyknęli obaj wysłańcy.
- Waszmościowie pojedziecie z nami do Lwowa - ozwał się znów król gdzie zaraz ową
konfederację roborować będziemy, a przy tym i innej zawrzeć nie omieszkamy, której same
potęgi piekielne przemóc nie zdołają.
Spojrzeli na to po sobie wysłańcy i senatorowie, jakby pytając się wzajem, o jaką to
potęgę chodzi, lecz król milczał, tylko mu twarz promieniała coraz bardziej; wziął znowu
akt do ręki i znów czytał, i uśmiechał się, nagle rzekł:
- Siła też było oponentów?
- Miłościwy panie - odpowiedział pan Domaszewski - unanimitateta konfederacja powstała za
przyczyną ichmość panów hetmanów, pana wojewody witebskiego i pana Czarnieckiego, a ze
szlachty żaden głos się nie przeciwił, tak się wszyscy na Szwedów rozjedli i takim
afektem dla ojczyzny i majestatu zapłonęli.
- Z góryśmy przy tym uradzili - dodał pan Służewski - że to nie ma być sejm, jeno
pluralitas ma stanowić, więc niczyje veto nie mogło sprawy popsować, jeno oponenta
bylibyśmy na szablach roznieśli. Wszyscy też powiadali, że trzeba z onym liberum veto
skończyć, bo to jednemu wola, a wielu niewola.
- Złote słowa waszmości! - rzekł ksiądz prymas. - Niech jeno poprawa Rzeczypospolitej
nastąpi, a nie ustraszy nas żaden nieprzyjaciel.
- A gdzie jest wojewoda witebski? - pytał król.
- Jeszcze na noc po podpisaniu aktu do swego wojska odjechał pod Tykocim, w którym
księcia wojewodę wileńskiego, zdrajcę, w oblężeniu trzyma. Do tej pory musiał go już
dostać żywego albo umarłego.
- Także był pewien, że go dostanie?
- Tak był pewien, jako że po dniu noc nastąpi. Wszyscy, nawet najwierniejsi słudzy, już
zdrajcę opuścili. Broni się tam tylko garść Szwedów, ale nieznaczna, a posiłki znikąd
przyjść nie mogą. Powiadał pan Sapieha w Tyszowcach tak: ?Chciałem się jeden dzień
spóźnić, bo byłbym do wieczora z Radziwiłłem skończył!... Ale to pilniejsza sprawa niż
Radziwiłł, gdyż jego i beze mnie mogą dostać, dość będzie jednej chorągwi."
- Chwała Bogu! -rzekł król. - A gdzie pan Czarniecki?
- Tyle się do niego szlachty, co najsłuszniejszych kawalerów, sypnęło, że w jeden dzień
na czele grzecznej chorągwi stanął. Zaraz też na Szwedów ruszył, a gdzie by teraz był,
nie wiemy.
- A ichmość panowie hetmani?
- Ichmość panowie hetmani pilno czekają rozkazów waszej królewskiej mości, obaj zaś radzą
nad przyszłą wojną i z panem starostą kałuskim w Zamościu się znoszą, a tymczasem co