- Na zbawienie duszy rodzica mego i mojej matki, na te rany Ukrzyżowanego, to
nieprawda!... Jeśli do tego grzechu się poczuwam, niech Bóg mnie zaraz nagłą śmiercią i
wiecznym ogniem ukarze! Panie mój, jeżeli mi nie wierzysz, to zedrę owe bandaże, niech
się krew moja wyleje, której reszty Szwedzi nie wypuścili. Nigdym się nie ofiarował.
Nigdy taka myśl w głowie mojej nie postała... Za królestwa świata tego nie byłbym nigdy
podobnego uczynku się dopuścił... Amen! na tym krzyżu, amen, amen!
I cały począł się trząść z uniesienia i gorączki.
- Więc książę zmyślił? - zapytał zdumiony król - dlaczego? po co?
- Tak, miłościwy panie, zmyślił... To jego pomsta piekielna na mnie za to, com mu uczynił.
- Cóżeś mu uczynił?
- Porwałem go spośród jego dworu, spośród wszystkiego wojska i chciałem związanego do nóg
waszej królewskiej mości rzucić.
Król przeciągnął dłonią po czole.
- Dziw, dziw! -rzekł - wierzę ci, ale nie pojmuję. Jakże to? Januszowi służyłeś, a
Bogusława porywałeś, któren mniej zawinił, i chciałeś go związanego do mnie przywozić?...
Kmicic chciał odpowiedzieć, lecz król spostrzegł w tej chwili bladość jego i zmęczenie,
więc rzekł:
- Odpocznij, a później mów wszystko od początku. Wierzym ci, oto nasza ręka!
Kmicic przycisnął ją do ust i przez jakiś czas milczał, bo mu tchu brakło, patrzył tylko
w oblicze pana z niezmierną miłością, lecz wreszcie zebrał siły i tak mówić począł:
- Opowiem wszystko od początku. Wojowałem z Chowańskim, ale i swoim byłem ciężki. W
części musiałem ludzi krzywdzić i co mi było potrzeba brać, w części czyniłem to ze
swawoli, bo się krew burzyła we mnie... Kompanionów miałem, godną szlachtę, ale nie
lepszych ode mnie... Tu i owdzie kogoś się usiekło, tu i owdzie z dymem puściło... tu i
owdzie batożkami po śniegu pognało... Wszczęły się hałasy. Gdzie jeszcze nieprzyjaciel
nie dosięgnął, tam do sądów się udawano. Przegrywałem zaocznie. Wyroki zapadały jeden po
drugim, alem sobie z tego nic nie robił, jeszcze diabeł mi pochlebiał i szeptał, żeby
pana Łaszcza przewyższyć, któren wyrokami ferezję sobie podbić kazał, a przecie sławion
był i dotąd imię jego sławne.
- Bo pokutował i umarł pobożnie - zauważył król.
Kmicic, spocząwszy nieco, tak dalej mówił:
- Tymczasem pan pułkownik Billewicz - wielki to ród na Źmudzi ci Billewicze -wyzuł
znikomą postawę i na lepszy świat się przeniósł, a mnie wioskę i wnuczkę zapisał. Nie
dbam o wioskę, bo w ustawicznych podchodach pod nieprzyjaciela niemało się złupiło, i nie
tylko żem zagarniętą przez inkursję nieprzyjacielską fortunę restaurował, alem jej i
przysporzył. Mam jeszcze w Częstochowie z tego tyle, że i dwie takie wioski mógłbym
kupić, i nikogo o chleb nie potrzebuję prosić... Gdy jednak partia mi się sterała,
pojechałem na zimowe leże w laudańską stronę. Tam dziewka nieboga tak mi do serca
przywarła, żem o świecie bożym zapomniał. Cnota i uczciwość jest w tej pannie taka, że mi