szlachcica, a spalony bok świadczy, że gotów i na mękę nie zważać.
- Jego królewska mość ma słuszność - rzekła nagle królowa - to są niezbite racje, a rada
była i jest dobra.
Tyzenhaus wiedział z doświadczenia, że gdy królowa zdanie swe wyrzecze, to próżnoby od
niego do króla apelować, tak ufał Jan Kazimierz jej bystrości i rozumowi. Chodziło tez
teraz młodemu panu tylko o to, by król potrzebne ostrożności zachował.
- Nie moja rzecz -odpowiedział - miłościwemu państwu negować. Jeżeli jednak mamy pojutrze
wyruszyć, niechże ów Babinicz nie wie o tym, aż w godzinę wyjazdu.
- To może być! -odparł król.
- A w drodze ja sam będę go miał na oku i broń Boże przygody, nie ujdzie żyw z moich rąk!
- Nie będzie potrzeby - rzekła królowa - Słuchaj waszmość: króla od złej przygody w
drodze i od zdrad, i od sideł nieprzyjacielskich nie waszmość będziesz strzegł, nie
Babinicz ani dragoni, ani moce ziemskie, ale Opatrzność boża, której oko ustawicznie na
pasterzów narodów i pomazańców bożych jest zwrócone. Ona to go będzie pilnować, ona go
uchroni i szczęśliwie doprowadzi, a w razie potrzeby ześle mu taką pomoc, jakiej się
nawet nie domyślacie, wy, którzy w ziemską tylko moc wierzycie.
- Najjaśniejsza pani! - odrzekł Tyzenhaus - wierzę i ja, że bez woli bożej nikomu włos z
głowy nie spadnie, a że przez troskliwość o królewska osobę zdrajców się boję, to nie
grzech.
Maria Ludwika uśmiechnęła się łaskawie.
- Ale zbyt spiesznie przesądzasz i hańbę na cały naród przez to rzucasz, w którym, jako
ten Babinicz mówił, nie znalazł się jeszcze taki, co by przeciwko własnemu królowi dłoń
podniósł? Niechże ci to nie będzie dziwno, że po takim opuszczeniu, po takim złamaniu
przysięgi i wiary, jakiej obojeśmy z miłościwym królem doświadczyli, ja przecie mówię, że
na tak straszny występek nikt by się nie odważył, nawet z tych, którzy dziś jeszcze
Szwedom służą.
- A list księcia Bogusława, miłościwa pani?
- List nieprawdę mówi! - rzekła stanowczo królowa. - Jeśli jest jaki człowiek w
Rzeczypospolitej gotowy zdradzić nawet króla, to może właśnie jeden książę koniuszy, bo
on jeno z nazwiska do tego narodu należy.
- Krótko mówiąc, nie posądzaj Babinicza - rzekł król - gdyż i co do jego nazwiska musiało
ci się w głowie podwoić. Można by go zresztą wybadać, ale jak mu tu i powiedzieć?... Jak
go spytać: ?Jeśli nie zwiesz się Babinicz, to jak się zwiesz?" Srodze może uczciwego
człeka zaboleć takie pytanie, a głowę stawię, że on uczciwy.
- Za taką cenę nie chciałbym się, miłościwy panie, o jego uczciwości przekonać.
- Dobrze, już dobrze! Wdzięczni ci jesteśmy za troskliwość. Jutrzejszy dzień na modlitwę
i pokutÄ™, a pojutrze w drogÄ™! w drogÄ™!
Tyzenhauz cofnął się z westchnieniem i tegoż jeszcze dnia rozpoczął w największej
tajemnicy przygotowania do odjazdu. Nawet dygnitarze, którzy mieli towarzyszyć królowi,