prowadzi!
- A to czemu? -spytał król.
- Bo jeśli bez obrony, miłościwy panie, pójdziesz wydany na igrzysko fortuny, na
wszystkie zgubne terminy, jakie się przygodzić mogą, to i ja chcę przy twej osobie być,
piersi za ciebie nadstawić i polec w potrzebie.
- Dziękujem za szczerą intencję - odrzekł Jan Kazimierz - ale uspokójże się, bo właśnie w
taki sposób, jaki radzi Babinicz, najmniej narażeni będziemy.
- Co radzi pan... Babinicz, czy jak się tam nazywa, niech bierze na własną
odpowiedzialność! Może mu zależy co na tym, byś wasza królewska mość bez obrony w górach
się zabłąkał... Ja Boga i tu obecnych towarzyszów na świadki biorę, żem z duszy odradzał!
Zaledwie skończył mówić, gdy i Kmicic porwał się, i stanąwszy panu Tyzenhauzowi twarzą w
twarz, zapytał:
- Co waćpan rozumiesz przez te słowa?
Lecz Tyzenhauz zmierzył go dumnie oczyma od stóp do głowy.
- Nie sięgaj do mnie głową, mopanku, bo nie dosięgniesz!
A na to Kmicic już z błyskawicami w oczach:
- Nie wiadomo, komu to byłoby za wysoko, gdyby...
- Gdyby co? - spytał patrząc na niego bystro Tyzenhauz.
- Sięgałem do wyższych niż waszmość!
Tyzenhauz rozśmiał się.
- A gdzieś ich waszmość szukał?
- Zamilknijcie! -rzekł nagle król zmarszczywszy brwi. - Nie rozpoczynać mi tutaj
swarów!...
Jan Kazimierz czynił wrażenie takiej powagi na wszystkich otaczających, że obaj młodzi
umilkli i zmieszali się wspomniawszy, że to w obecności królewskiej wymknęły im się słowa
tak nieskładne.
Król zaś rzekł:
- Nad tego kawalera, który kolubrynę wysadził i ze szwedzkich rąk się wydostał, nikt nie
ma prawa się wynosić, choćby ojciec jego w zaścianku mieszkał, co jak widzę, nie jest, bo
ptaka z pierza, a krew z uczynków poznać łatwo. Zaniechajcie do siebie urazy. (Tu król
zwrócił się do Tyzenhauza.) Ty chcesz, to przy osobie naszej zostań. Tego nam ci odmówić
się nie godzi. Dragonów Wolf albo Denhoff poprowadzi. Ale i Babinicz zostanie, i za jego
radą pójdziemy, bo nam do serca przypadła.
- Umywam ręce! -rzekł Tyzenhauz.
- Zachowajcie tylko waszmościowie tajemnicę. Dragoni niech dziś wyjdą do Raciborza... i
wraz puścić jak najszerzej wieść, że i my znajdujem się między nimi... a na potem
czuwajcie, bo nie wiecie dnia ani godziny... Tyzenhauz! idź, wydaj rozkaz kapitanowi
dragonii.
Tyzenhauz wyszedł ręce łamiąc z gniewu i żalu, za nim rozeszli się inni oficerowie.