już nadeszli, i cofali się na gwałt do większych fortec lub obozów, roznosząc wszędzie
wieść fałszywą i trwogę. Tymczasem okolice, które pozbyły się w ten sposób
nieprzyjaciela, mogły się zbroić i niesforne tłuszcze w rzędniejsze wojsko zamieniać.
Lecz groźniejsze jeszcze dla Szwedów od kuligów szlacheckich i od samych Tatarów były
ruchy chłopskie. Od dawna, od pierwszego dnia oblężenia Częstochowy, poczęło wrzeć
pomiędzy ludem i spokojni a cierpliwi dotąd oracze jęli tu i owdzie stawiać opór i tu i
owdzie chwytać za kosy i cepy, a szlachcie pomagać. Bystrzejsi jenerałowie szwedzcy z
największą obawą patrzyli na te chmury, które lada chwila mogły się zmienić w potop
prawdziwy i pochłonąć bez ratunku najeźdźców.
Postrach wydawał im się najwłaściwszym środkiem, by zgnieść w zarodzie straszne
niebezpieczeństwo. Karol Gustaw głaskał jeszcze i pochlebnymi słowy utrzymywał te
chorągwie polskie, które za nim do Prus poszły. Nie szczędził też pochlebstw panu
chorążemu Koniecpolskiemu, słynnemu regimentarzowi spod Zbaraża. Ten stał przy jego boku
z sześciu tysiącami niezrównanej jazdy, która przy pierwszym nieprzyjacielskim starciu z
elektorem taki postrach i zniszczenie rozniosła między Prusakami, że elektor,
zaniechawszy boju, co prędzej na układy się zgodził.
Słał król szwedzki także listy do hetmanów, do magnatów i szlachty, pełne łaski, obietnic
i zachęcań, by mu wierności dochowali. Lecz jednocześnie wydał rozkazy swym jenerałom i
komendantom niszczenia ogniem i mieczem wszelkiego oporu wewnątrz kraju, a zwłaszcza
wycinania w pień kup chłopskich. Rozpoczął się tedy okres żelaznych rządów żołnierskich.
Szwedzi porzucili pozory przyjaźni. Miecz, ogień, rabunek, ucisk zastąpiły dawną udawaną
życzliwość. Z zamków komenderowano potężne oddziały jazdy i piechoty w pościgu za
kuligami. Równano z ziemią całe wsie, palono dwory, kościoły i plebanie. Jeńców szlachtę
oddawano w ręce katom; chłopom wziętym w niewolę obcinano prawe ręce i puszczano do
domów. Szczególnie srożyły się owe oddziały w Wielkopolsce, która jak najpierwsza się
poddała, tak też najpierwsza podniosła się przeciw obcemu panowaniu. Komendant Stein
rozkazał tam pewnego razu poucinać ręce przeszło trzystu chłopom pochwyconym z bronią w
ręku. Po miasteczkach pobudowano stałe szubienice i co dzień ubierano je nowymi ofiarami.
Toż samo czynił Magnus de la Gardie na Litwie i Źmudzi, gdzie naprzód zaścianki, a za
nimi i chłopstwo broń chwyciło. Źe zaś w ogóle w zamieszaniu trudno było Szwedom odróżnić
własnych obrońców od nieprzyjaciół, przeto nie szczędzono nikogo.
Lecz ogień podsycany krwią, zamiast gasnąć, wzmagał się coraz więcej i rozpoczęła się
wojna, w której obu stronom nie chodziło już o same zwycięstwa, o zamki i miasta lub
prowincje, ale o śmierć i życie. Okrucieństwo wzmagało nienawiść, i poczęto nie walczyć,
lecz tępić się wzajemnie bez miłosierdzia.
tom II
Rozdział XXI
Ta wojna wytępienia była dopiero w początku, gdy pan Kmicic wraz z trzema Kiemliczami
dotarł po trudnej, ze względu na jego nadwerężone zdrowie, podróży do Głogowej.