lektory on-line

Potop - Henryk Sienkiewicz - Strona 486

osobiście przywodził tej wycieczce, a który teraz, dojrzawszy sztab, przystanął i kłaniał
mu się z powagą czapką. Nie dziwota! Czuł się już bezpieczny pod zasłoną dział
fortecznych.
Jakoż na wałach zadymiło i żelazne ptastwo kul przeleciało ze straszliwym świstem między
oficerami. Kilku rajtarów zachwiało się na kulbakach i jęk odpowiedział świstowi.
- Pod ogniem jesteśmy, cofać się! - zakomenderował Sadowski.
Zbrożek chwycił za cugle Millerowego konia.
- Jenerale, cofamy się! Tu śmierć!
Miller był jakby odrętwiały, nie odrzekł ni słowa, pozwolił wywieść się z promienia
pocisków. Wróciwszy do swej kwatery zamknął się w niej i cały dzień nie chciał nikogo
widzieć.
Rozmyślał zapewne o swej sławie Poliocertesa.
Tymczasem Wrzeszczowicz wziął w ręce całą władzę i z niezmierną energią począł czynić
przygotowania do szturmu. Sypano nowe szańce, żołnierze łamali w dalszym ciągu po
górnikach skałę dla założenia miny. Ruch gorączkowy trwał w całym obozie szwedzkim;
zdawało się, że nowy duch wstąpił w oblegających lub że im świeże posiłki przybyły.
W kilka dni później wieść gruchnęła po obozie szwedzkim i sprzymierzonym polskim, że
kopacze znaleźli przechód podziemny, idący pod sam kościół i klasztor, i że tylko od
dobrej woli jenerała zależy wysadzić całą twierdzę w powietrze.
Radość niezmierna ogarnęła znużonych mrozami, głodem i bezowocną pracą żołnierzy.
Okrzyki: ?Mamy Częstochowę!... Wysadzimy ten kurnik!" - przebiegały z ust do ust.
Rozpoczęły się uczty i pijatyka.
Wrzeszczowicz był wszędzie, zachęcał żołnierzy, utrzymywał w wierze, potwierdzał sto razy
dziennie wieść o znalezieniu przechodu, podniecał uczty i hulanki.
Echa tej radości doszły na koniec i do twierdzy. Wiadomość o minach już założonych i
gotowych do wybuchu rozbiegła się z szybkością błyskawicy z jednego końca wałów na drugi.
Najodważniejsi nawet zlękli się. Niewiasty z płaczem poczęły oblegać mieszkanie przeora,
wyciągać ku niemu dzieci, gdy ukazywał się na chwilę, i wołać:
- Nie gub niewinnych!.... Krew ich spadnie na ciebie!...
Im kto większym był tchórzem, z tym większą odwagą nacierał teraz na księdza Kordeckiego,
by nie narażał na zgubę świętego miejsca, stolicy Najświętszej Panny.
Nastały tak ciężkie chwile i tak bolesne dla nieugiętej duszy owego bohatera w habicie,
jakich nigdy dotąd nie bywało. Szczęściem, że i Szwedzi zaniechali szturmów, aby tym
dowodniej okazać oblężonym, że już nie potrzebują ni kul, ni armat, że dość im jedną
nitkę prochową zapalić. Lecz dla tych samych powodów przerażenie rosło w klasztorze. W
czasie głuchych nocy niektórym najtchórzliwszym wydawało się, że słyszą już pod ziemią
jakieś szmery, jakieś ruchy, że Szwedzi są już pod samym klasztorem. Upadła wreszcie na
duchu i znaczna część zakonników. Ci, z ojcem Stradomskim na czele, udali się do przeora,
by niezwłocznie rokowania o poddanie się rozpoczął. Z nimi razem poszła większość
Nasi Partnerzy/Sponsorzy: Wartościowe Virtualmedia strony internetowe, Portal farmeceutyczny najlepszy i polecany portal farmaceutyczny,
Opinie o ośrodkach nauki jazy www.naukaprawojazdy.pl, Sprawdzony email marketing, Alfabud, Najlepsze okna drewniane Warszawa w Warszawie.

Valid XHTML 1.0 Transitional