teraz proś Boga, by cię ludzie, nim zmarzniesz, znaleźli.
Tu zwrócił się do Kosmy i Damiana.
- Na koń! -krzyknął.
I wyszedł ze stodoły.
W pół godziny później roztoczyły się naokół czterech jeźdźców wzgórza ciche, milczące i
pola puste. Świeże powietrze, nie przesycone dymem prochowym, wchodziło do ich płuc.
Kmicic jechał na przedzie, Kiemlicze za nim. Oni rozmawiali z cicha, on milczał, a raczej
odmawiał z cicha pacierze poranne, bo już do świtu było niedaleko.
Od czasu do czasu syknięcie albo nawet cichy jęk wyrywał mu się z ust, gdyż sparzony bok
dolegał mu mocno. Lecz jednocześnie czuł się na koniu i wolnym, a myśl, że rozsadził
największą kolubrynę, a do tego jeszcze wyrwał się z rąk Kuklinowskiego i zemsty nad nim
dokonał, napełniała go taką uciechą, że niczym był ból przy niej.
Tymczasem cicha rozmowa między ojcem i synami zmieniła się w głośną rozterkę.
- To trzos, dobrze! -mówił gderliwie stary - a gdzie pierścienie?
Na palcach miał pierścienie, w jednym był kamień wart ze dwadzieścia czerwonych.
- Zapomnielim zdjąć! - rzekł Kosma.
- Bodaj was zabito! Ty, stary, o wszystkim myśl, a te szelmy za szeląg rozumu nie mają!
Zapomnieliście, zbóje, o pierścieniach?... Łżecie jak psy!
- To się ociec wróć i obacz! - mruknął Damian.
- Łżecie, szelmy, klimkiem rzucacie! Starego ojca krzywdzić? tacy synowie! Bodajem was
był nie spłodził! Bez błogosławieństwa pomrzecie!...
Kmicic wstrzymał nieco konia.
- A pójdźcie no tu! - rzekł.
Swary ustały. Kiemlicze posunęli się żywo i dalej jechali szeregiem we czterech.
- A wiecie drogę do śląskiej granicy? - spytał pan Andrzej.
- Oj, oj! Matko Boska! wiemy, wiemy! - rzekł stary.
- Szwedzkich oddziałów po drodze nie masz?
- Nie, bo wszyscy pod Częstochową stoją... Chybaby pojedynczych można napotkać, ale to
Boże daj!
Nastała chwila milczenia.
- To wyście u Kuklinowskiego służyli? - spytał znów Kmicic.
- Tak jest, bośmy myśleli, że będąc w pobliżu, można się będzie świętym zakonnikom i
waszej miłości przysłużyć. Jakoż się zdarzyło... My przeciw fortecy nie służyli, niech
nas Bóg broni! żołdu nie brali, chyba się coś przy Szwedach znalazło.
- Jak to przy Szwedach?
- Bo my chcieli choć i za murami Najświętszej Pannie służyć... więceśmy nocami koło obozu
jeździli, albo i we dnie, jak Pan Bóg dał, i jak się który Szwed pojedynczo popadł, to my
go... tego... Ucieczko grzesznych!... my go...
- Pralim! -dokończyli Kosma i Damian.