- A ja... go ze skórki żywcem obłupię...
- Nie wiedziałeś nawet jego właściwego nazwiska, więc go nie znałeś. Co masz przeciw
niemu?
- Poznałem go dopiero w Częstochowie, gdym powtórnie od waszej dostojności do mnichów
posłował.
- Maszli jakie powody do zemsty?
- Wasza dostojność! Chciałem go prywatnie do naszego obozu namówić... On zaś, korzystając
z tego, żem moje poselstwo odłożył na stronę, znieważył mnie, Kuklinowskiego, tak jak
nikt w życiu mnie nie znieważył.
- Co ci uczynił? Kuklinowski zatrząsł się i zębami zazgrzytał.
- Lepiej o tym nie mówić... Daj mi go wasza dostojność... On śmierci przeznaczon i tak, a
ja chciałbym się przedtem trochę z nim pobawić... Och! tym bardziej że to jest Kmicic,
któregom poprzednio wenerował, a który tak mi się odpłacił... Daj mi go wasza dostojność!
Będzie i dla waszej dostojności lepiej, bo gdy ja go zgładzę, wówczas Zbrożek i Kaliński,
a z nimi wszystko polskie rycerstwo nie obruszy się na waszą dostojność, tylko na mnie, a
ja sobie radeczki dam... Nie będzie gniewów, dąsów, buntów... Będzie moja prywatna
spraweczka o Kmicicową skórkę, z której bęben każę uczynić...
Miller zamyślił się; nagle podejrzenie błysło mu w twarzy.
- Kuklinowski! -rzekł - może ty chcesz go ocalić?
Kuklinowski rozśmiał się cicho, ale był to śmiech tak straszny i szczery, że Miller
przestał wątpić.
- Może i słusznie radzisz! - rzekł.
- Za wszystkie moje zasługi o tę jedną proszę nagrodę!
- Więc go bierz!
Po czym weszli obaj do izby, w której była zgromadzona reszta oficerów. Miller zwrócił
się do nich i rzekł:
- Za zasługi pana Kuklinowskiego oddaję mu jeńca do dowolnego rozporządzenia.
Nastała chwila milczenia; po czym pan Zbrożek wziął się w boki i spytał go z pewnym
akcentem pogardy:
- A co pan Kuklinowski zamierza z jeńcem uczynić?
Kuklinowski, zwykle pochylony, rozprostował się nagle, usta jego rozszerzyły się
złowrogim uśmiechem, a źrenice oczu poczęły drgać.
- Komu się nie podoba to, co z jeńcem uczynię - rzekł - ten wie, gdzie mnie szukać.
I trzasnÄ…Å‚ z cicha szablÄ….
- Parol, panie Kuklinowski! - rzekł Zbrożek.
- Parol, parol!
To rzekłszy zbliżył się do Kmicica.
- Chodź, robaczku, ze mną, chodź, przesławny żołnierzyku... Słabyś trochę, potrzeba ci
pielęgnacyjki... Ja cię popielęgnuję!