Tu sapnął i urwał pan Czarniecki, bo z oczekiwania i trwogi serce poczęło mu bić jak
młotem, a w piersiach tchu mu nie stało.
Ksiądz począł żegnać ciemności.
Nagle trzecia osoba stanęła przy dwóch rozmawiających. Był to pan miecznik sieradzki.
- A co tam? -spytał.
- Babinicz poszedł na ochotnika prochami kolubrynę rozsadzać.
- Jak to? Co?
- Wziął kiszkę z prochem, sznur, krzesiwo... i poszedł. - Pan Zamoyski ścisnął sobie
głowę dłońmi.
- Jezus Maria! Jezus Maria! - rzekł. - Sam jeden?
- Sam jeden.
- Kto jemu pozwolił? Toż to jest niepodobieństwo!...
- Ja! Dla mocy bożej wszystko jest podobne, nawet i powrót jego szczęśliwy! -odpowiedział
ksiÄ…dz Kordecki.
Zamoyski umilkł. Czarniecki począł parskać ze wzruszenia.
- Módlmy się! -rzekł ksiądz.
Klękli we trzech i zaczęli się modlić. Ale niepokój podnosił włosy na głowie dwom
rycerzom Upłynął kwadrans, potem pół godziny, potem godzina, długa jak wieki.
- Już chyba nic nie będzie! - rzekł pan Piotr Czarniecki.
I odetchnął głęboko.
Nagle w dalekości buchnął olbrzymi słup ognia i huk, jakby wszystkie gromy nieba zwaliły
się na ziemię, wstrząsnął murami, kościołem i klasztorem.
- Wysadził! wysadził! - począł krzyczeć pan Czarniecki.
Nowe eksplozje przerwały mu dalsze słowa.
A ksiądz rzucił się na kolana i wzniósłszy ręce do góry wołał ku niebu:
- Matko Najświętsza! Opiekunko, Patronko, wróć go szczęśliwie!
Gwar uczynił się na murach. Załoga nie wiedząc, co się stało, chwyciła za broń. Z cel
poczęli wypadać zakonnicy. Nikt już nie spał. Nawet niewiasty zerwały się ze snu. Pytania
i odpowiedzi zaczęły się krzyżować jak błyskawice.
- Co się stało?
- Szturm!
- Działo szwedzkie pękło! - wołał jeden z puszkarzy.
- Cud! Cud!
- Działo największe pękło! - Ta kolubryna.
- Gdzie ksiÄ…dz Kordecki?
- Na murach! Modli się! On to sprawił!
- Babinicz działo wysadził! - wołał pan Czarniecki.
- Babinicz! Babinicz! Chwała Pannie Najświętszej! Już nam nie będą szkodzili!
Jednocześnie odgłosy zamieszania poczęły dolatywać i ze szwedzkiego obozu. Na wszystkich