pozostał całą noc leżący krzyżem w kaplicy. Były obawy w klasztorze, ażeby znużenie z nóg
go nie zwaliło, lecz on nazajutrz rano pokazał się na basztach, chodził pomiędzy
żołnierstwem i załogą wesoły, wypoczęty, i tu, i owdzie powtarzał:
- Dzieci! Jeszcze Najświętsza Panna okaże, iż od burzących kolubryn mocniejsza, a potem
będzie koniec waszych trosk i umęczenia!
Tegoż ranka Jacek Brzuchański, mieszczanin częstochowski, przebrawszy się za Szweda,
podszedł pod mury, aby potwierdzić wieść o nadciąganiu wielkich dział z Krakowa, lecz
zarazem o zbliżaniu się chana z ordą. Wrzucił prócz tego list z konwentu krakowskiego, od
ojca Antoniego Paszkowskiego, w którym tenże, opisując straszliwe okrucieństwa i łupieże
Szwedów, zachęcał i błagał ojców jasnogórskich, aby nie ufali obietnicom nieprzyjaciela i
wytrwale bronili świętego miejsca przeciw zuchwalstwu bezbożników.
?Źadnej bowiem nie ma u Szwedów wiary (pisał ksiądz Paszkowski), żadnej religii. Nic
boskiego ani ludzkiego nie jest dla nich świętym i nietykalnym; niczego ani przez układy,
ani przez publiczne przyrzeczenia zabezpieczonego - dotrzymywać nie zwykli."
Był to właśnie dzień Niepokalanego Poczęcia. Kilkunastu oficerów i żołnierzy z
pomocniczych polskich chorągwi uzyskało natarczywymi prośbami od Millera pozwolenie
udania się do twierdzy na nabożeństwo. Może liczył Miller, iż pokumają się z załogą, i
przyniósłszy wieść o działach burzących rozniosą trwogę, może nie chciał przez odmowę
dorzucać iskry na żywioły palne, które i bez tego czyniły stosunki między Polakami a
Szwedami coraz niebezpieczniejszymi -dość, że pozwolił.
Owóż z tymi kwarcianymi przybył pewien Tatar, z polskich Tatarów mahometan. Ten wśród
powszechnego zdumienia zachęcał zakonników, żeby ludziom plugawym świętego miejsca nie
poddawali, utrzymując z pewnością, iż Szwedzi wkrótce z hańbą i upokorzeniem ustąpią. To
samo powtarzali kwarciani potwierdzajÄ…c we wszystkim doniesienia pana Åšladkowskiego.
Wszystko to razem wzięte podniosło ducha w oblężonych do tego stopnia, że nic się nie
obawiali owych olbrzymich kolubryn, a nawet żartowano sobie z nich między żołnierstwem.
Po nabożeństwie rozpoczęły się obustronne strzały. Był pewien żołnierz szwedzki, który
częstokroć podchodził pod mury i tubalnym głosem bluźnił przeciw Bogarodzicy. Częstokroć
też strzelali doń oblężeni, zawsze bez skutku. Kmicicowi, gdy go raz na cel brał, pękła
cięciwa, żołdak zaś rozzuchwalał się coraz więcej i innych jeszcze odwagą swą zachęcał.
Mówiono o nim, że ma siedmiu szatanów na usługi, którzy go strzegą i zasłaniają.
W dniu owym znów on przyszedł bluźnić, lecz oblężeńcy dufając, że jako w dzień
Niepokalanego Poczęcia czary mniejszą siłę mieć będą, postanowili koniecznie go ukarać.
Strzelano doń dość długo bezskutecznie, na koniec kula armatnia odbita od lodowego wału,
podskakując po śniegu na kształt ptaka, uderzyła go w same piersi i rozerwała na dwoje.
Ucieszyli się tym obrońcy i chełpiąc się wołali: ?Który jeszcze przeciw Niej bluźnić
będzie?" - atoli tamci pierzchli w popłochu aż do przykopów.
Szwedzi strzelali do murów i na dachy. Lecz kule ich nie zdołały przestraszyć obrońców.
Stara żebraczka Konstancja, mieszkająca w szczelinie skały, chodziła, jakoby na