- Ale mam prawo prosić o uwolnienie ze służby, a powody jego królewskiej mości
przedstawić. Chcę być żołnierzem, nie katem!...
Książę Heski wystąpił z kolei na środek izby i rzekł ostentacyjnie:
- Panie Sadowski, daj mi twą rękę. Pan jesteś szlachcic i uczciwy człowiek!
- Co to jest? co to znaczy? - ryknÄ…Å‚ Miller zrywajÄ…c siÄ™ z siedzenia.
- Jenerale - rzekł zimno książę Heski - pozwalam sobie mniemać, że pan Sadowski jest
uczciwym człowiekiem, i sądzę; że nie masz w tym nic przeciwnego dyscyplinie?
Miller nie lubił księcia Heskiego, ale jak wielu ludziom niższego pochodzenia, tak i jemu
imponował w najwyższy sposób ów chłodny, grzeczny, a zarazem pogardliwy sposób mówienia,
właściwy ludziom wysokiej godności. Miller starał się mocno przyswoić sobie ową manierę,
co mu się zresztą nie udawało. Pohamował jednak wybuch i rzekł spokojniej:
- Mnichy będą jutro wisieć.
- To nie moja rzecz -odrzekł książę Heski - ale w takim razie każ wasza dostojność dziś
jeszcze uderzyć na te dwa tysiące Polaków, którzy są w naszym obozie, bo jak tego nie
uczynisz, to oni jutro uderzą na nas... Już i tak bezpieczniej szwedzkiemu żołnierzowi
iść między stado wilków jak między ich namioty. Oto wszystko, co chciałem powiedzieć, a
teraz pozwalam sobie życzyć waszej dostojności powodzenia.
To rzekłszy wyszedł z kwatery.
Miller pomiarkował, iż zapędził się zbyt daleko. Lecz rozkazów nie cofnął i tego samego
dnia jeszcze zaczęto wznosić szubienicę na oczach całego klasztoru. Jednocześnie żołdacy,
korzystając z zawartego zawieszenia broni, cisnęli się jeszcze bliżej murów nie
przestając szydzić, urągać, bluźnić, wyzywać. Całe tłumy ich wdzierały się na górę; stali
tak gęsto; jakoby zamierzali iść do szturmu.
Wtem pan Kmicic, którego nie okuli, jak o to prosił, nie wytrzymał istotnie i gruchnął z
działa w największą kupę tak skutecznie, że pokotem położył tych wszystkich żołnierzy,
którzy się naprzeciw wylotu znajdowali. Było to jakby hasło, bo naraz, bez rozkazów, a
nawet wbrew im, zagrały wszystkie działa, huknęły rusznice i garłacze.
Szwedzi zaś, wystawieni ze wszech stron na ogień, z wyciem i rykiem uciekać poczęli od
twierdzy, gęsto po drodze trupem padając.
Czarniecki przyskoczył do Kmicica.
- A wiesz, że za to kula w łeb?
- Wiem, wszystko mi jedno! Niech mnie!...
- To w takim razie mierz dobrze!
Kmicic mierzył dobrze.
Wkrótce jednak zabrakło mu celu. Wielkie poruszenie stało się tymczasem w obozie
szwedzkim, lecz było tak jasnym, że pierwsi Szwedzi zgwałcili zawieszenie broni, iż
Miller sam w duchu przyznawał słuszność jasnogórcom.
Co więcej! Kmicic ani się spodziewał, że swymi strzałami uratował prawdopodobnie życie
ojcom, bo wskutek nich Miller stanowczo przekonał się, że zakonnicy w ostatnim razie