lektory on-line

Faraon - Strona 424

nieszczęśliwemu ludowi...
- Po raz ostatni wysłucham modlitwy moich kapłanów, bom jest miłosierny... - odpowiedział
nadludzki głos ze świątyni.
I w tejże samej chwili ciemność pierzchnęła, a słońce odzyskało swój blask.
Nowy krzyk, nowy płacz, nowe modlitwy rozległy się między tłumem. Pijani radością ludzie
witali zmartwychwstające słońce. Nieznajomi padali sobie w objęcia, kilka osób zmarło, a
wszyscy na klęczkach pełzali do świątyni, aby całować jej błogosławione mury.
Na szczycie bramy stał najdostojniejszy Herhor, zapatrzony w niebo, a dwaj kapłani
podtrzymywali jego święte ręce, którymi rozpędził ciemność i uratował lud swój od zagłady.
Takie same sceny, z pewnymi odmianami, miały miejsce w całym Dolnym Egipcie. W każdym
mieście, dwudziestego Paofi, lud od rana zbierał się pod świątyniami i w każdym mieście
około południa jakaś banda szturmowała do bramy świętej. Wszędzie nad bramą, około
pierwszej, ukazywał się arcykapłan świątyni z orszakiem, przeklinał bezbożników i robił
ciemność. A gdy tłum uciekał w popłochu albo padał na ziemię, arcykapłani modlili się do
Ozirisa, aby ukazał swoje oblicze, i - dzienna światłość znowu powracała na ziemię.
Tym sposobem, dzięki zaćmieniu słońca, pełne mądrości stronnictwo kapłańskie już i w
Dolnym Egipcie zachwiało powagę Ramzesa XIII. W ciągu kilku minut rząd faraona stanął,
nawet nie wiedząc o tym, nad brzegiem przepaści. Ocalić go mógł tylko wielki rozum i
dokładna znajomość sytuacji. Tego jednak zabrakło w królewskim pałacu, gdzie właśnie w
ciężkiej chwili zaczęło się wszechmocne panowanie przypadku.
Dwudziestego Paofi jego świątobliwość wstał równo ze wschodem słońca i ażeby być bliżej
teatru działań, przeniósł się z głównego gmachu do willi, która zaledwie o godzinę drogi
pieszej leżała od Memfisu. Willa ta miała z jednej strony koszary wojsk azjatyckich, z
drugiej - pałacyk Tutmozisa i jego małżonki, pięknej Hebron. Wraz z panem przyszli tutaj
wierni Ramzesowi dygnitarze i - pierwszy pułk gwardii, w którym faraon pokładał
nieograniczone zaufanie.
Ramzes XIII był w doskonałym humorze. Wykąpał się, zjadł z apetytem śniadanie i - zaczął
przesłuchiwać gońców, którzy co kwadrans nadlatywali z Memfisu.
Raporta ich były jednostajne aż do znudzenia. Arcykapłani i kilku nomarchów, pod
przywództwem Herhora i Mefresa, zamknęli się w świątyni Ptah. Wojsko jest pełne otuchy, a
lud wzburzony. Wszyscy błogosławią faraona i czekają na rozkaz do ataku.
Kiedy o godzinie dziewiątej czwarty kurier powtórzył te same słowa, faraon zmarszczył
brwi.
- Na co oni czekają?... - zapytał pan. - Niech atakują natychmiast.
Goniec odpowiedział, że jeszcze nie zebrała się główna banda, która ma napaść świątynię i
wyłamać miedzianą bramę.
Objaśnienie to nie podobało się panu. Potrząsnął głową i wysłał do Memfisu oficera, ażeby
przyśpieszyć atak.
- Co znaczy ta zwłoka?... - mówił. - Myślałem, że moje wojsko obudzi mnie wiadomością o
Nasi Partnerzy/Sponsorzy: Wartościowe Virtualmedia strony internetowe, Portal farmeceutyczny najlepszy i polecany portal farmaceutyczny,
Opinie o ośrodkach nauki jazy www.naukaprawojazdy.pl, Sprawdzony email marketing, Alfabud, Najlepsze okna drewniane Warszawa w Warszawie.

Valid XHTML 1.0 Transitional