dwudziestego trzeciego Paofi. Jakimże więc sposobem uprzedzić ich w tylu świątyniach
odległych jedna od drugiej? I czy sama ostrożność nie nakazywała unikać z nimi stosunków,
które mogły ich zdradzić?
Z tych powodów Ramzes XIII nie życzył sobie wcześniejszego napadania świątyń przez lud.
Tymczasem wbrew woli faraona wzburzenie rosło. Około świątyni Izydy zabito kilku
pobożnych, którzy zapowiadali nieszczęścia dla Egiptu lub cudownym sposobem odzyskali
zdrowie. Około świątyni Ptah pospólstwo rzuciło się na procesję, zbiło kapłanów i
potłukło święte czółno, w którym podróżował posąg boga. Prawie współcześnie nadleciały
sztafety z miast Sochem i Anu, że lud wdzierał się do świątyń, a w Cherau nawet wdarł się
i znieważył miejsce najświętsze.
Nad wieczorem przyszła prawie ukradkiem do pałacu jego świątobliwości deputacja kapłanów.
Czcigodni prorocy z płaczem upadli panu do nóg wołając, aby zasłonił bogów i świątynie.
Ten wcale nieoczekiwany wypadek napełnił serce Ramzesa wielką radością, a jeszcze większą
dumą. Kazał powstać delegatom i łaskawie odpowiedział, że jego pułki zawsze gotowe są
bronić świątyń, byle -zostały tam wprowadzone.
- Nie wątpię - mówił - że sami burzyciele cofną się zobaczywszy przybytki bogów zajęte
przez wojsko.
Delegaci wahali siÄ™.
- Waszej świątobliwości wiadomo - odparł najstarszy z nich - że wojsko nie może wchodzić
nawet za mur świątyni... Musimy więc zapytać o zdanie arcykapłanów...
- Owszem, naradźcie się - rzekł pan. - Nie umiem robić cudów i z odległości mego pałacu
nie obronię świątyń.
Delegaci zasmuceni opuścili faraona, który po ich wyjściu zwołał radę poufną. Był
przekonany, że kapłani poddadzą się jego woli, i ani mu przez myśl nie przeszło, że
delegacja jest sztuką urządzoną przez Herhora, aby go w błąd wprowadzić.
Gdy w komnacie królewskiej zebrali się cywilni i wojskowi dostojnicy, Ramzes pełen dumy
zabrał głos:
- Chciałem - rzekł - dopiero dwudziestego trzeciego Paofi zająć memfijskie świątynie...
Uważam jednak, że lepiej będzie zrobić to jutro...
- Nasze wojska jeszcze nie zebrały się... - wtrącił Tutmozis.
- I nie mamy listów Herhora do Asyrii - dodał wielki pisarz.
- Mniejsza o to! - odparł faraon. - Niech lud jutro dowie się, że Herhor i Mefres są
zdrajcami, a nomarchom i kapłanom okażemy dowody za parę dni, gdy wróci Hiram z Pi-Bast.
- Nowy rozkaz waszej świątobliwości bardzo zmienia plan pierwotny - rzekł Tutmozis. -
Jutro nie zajmiemy Labiryntu... A gdyby i w Memfis świątynie ośmieliły się stawić opór,
nie mamy nawet taranów do wybicia bram...
- Tutmozisie - odpowiedział pan - mógłbym nie tłomaczyć się z moich rozkazów... Ale chcę
przekonać was, że serce moje głębiej ocenia bieg wypadków...
Jeżeli lud - ciągnął -już dziś napada świątynie, to jutro zechce wedrzeć się do nich.