od lat sześćdziesięciu, lub wyrostkowie, do dwudziestu. Ci dla omłotów zimowych w domach
zostali; reszta, mężczyźni w sile wieku, ruszyli do Rosień.
Ujrzawszy orszańskich kawalerów odsunęli się trochę od szynkwasu i poczęli im się
przypatrywać. Piękny moderunek żołnierski podobał się tej wojowniczej szlachcie; czasem
też który słowo puścił. ?To z Lubicza?"- ?Tak, pana Kmicicowa kompania!" - ?To ci?" - ?A
jakże!"
Kawalerowie pili gorzałkę, ale krupniczek zbyt pachniał. Zwietrzył go pierwszy Kokosiński
i kazał dać. Obsiedli tedy stół, a gdy przyniesiono dymiący saganek, poczęli pić
spoglądając na izbę, na szlachtę i przymrużając oczy, bo w izbie było ciemnawo. Okna
śnieg zasuł, a długi, niski otwór gruby, w której palił się ogień, pozasłaniały całkiem
jakieś figury plecami ku izbie odwrócone.
Kiedy już krupnik począł krążyć w żyłach kawalerów, roznosząc po ich ciałach ciepło
przyjemne, ożywiły im się zaraz humory, strapione po przyjęciu w Wodoktach, i Zend począł
nagle krakać jak wrona, tak dokładnie, że wszystkie twarze zwróciły się ku niemu.
Kawalerowie śmieli się, szlachta poczęła się zbliżać, rozweselona, zwłaszcza młodsi,
potężni wyrostkowie o szerokich barach i pucołowatych policzkach. Siedzące przy grubie
przed ogniem postacie odwróciły się ku izbie i Rekuć pierwszy dostrzegł, iż były to
niewiasty.
A Zend zamknął oczy i krakał, krakał - nagle przestał, i po chwili obecni usłyszeli głos
duszonego przez psy zająca; zając beczał w ostatniej agonii, coraz słabiej, ciszej, potem
zawrzasnął rozpaczliwie i zamilkł na wieki - a na jego miejscu rogacz odezwał się
potężnie, jak z rykowiska.
Butrymowie stali zdumieni, chociaż Zend już przestał. Spodziewali się jeszcze co
usłyszeć, ale tymczasem usłyszeli tylko piskliwy głos Rekucia:
- Sikorki siedzÄ… wedle gruby!
- A prawda! - rzekł Kokosiński przysłaniając oczy ręką.
- Jako żywo! -przywtórzył Uhlik - jeno w izbie tak ciemno, żem nie mógł rozeznać.
- Ciekaw jestem, co one tu robiÄ…?
- Może na tańce przychodzą.
- A poczekajcie, spytam ! - rzekł Kokosiński.
I podniósłszy głos pytał:
- Miłe niewiasty, a cóże tam czynicie wedle gruby?
- Nogi grzejem! -ozwały się cienkie głosy.
Wówczas kawalerowie wstali i zbliżyli się do ogniska. Siedziało przy nim na długiej ławie
z dziesięć niewiast, starszych i młodszych, trzymających bose nogi na klocu leżącym wedle
ognia. Z drugiej strony kloca suszyły się przemokłe od śniegu buty.
- To waćpanny nogi grzejecie? - pytał Kokosiński.
- Bo zmarzły.
- Bardzo grzeczne nóżki! -zapiszczał Rekuć pochylając się ku klocowi.