- Jazdę słyszę.
- To jeno wiatr z deszczem tętni.
- Na rany Chrystusa ! to nie wiatr, to konie ! Ucho mam wprawne okrutnie. Idzie moc
jazdy... i blisko już są, jeno wiatr właśnie głuszył. Rata, rata!!!
Głos Kmicica zbudził drzemiące w pobliżu i skostniałe straże, lecz jeszcze nie
przebrzmiał, gdy w dole, w ciemności ozwały się przeraźliwe dźwięki trąb i poczęły grać
długo, żałośnie, strasznie. Zerwali się wszyscy ze snu w osłupieniu, w przerażeniu i
pytali siÄ™ siebie wzajem:
- Zali to nie trąby na sąd grają w tej głuchej nocy?...
Po czym zakonnicy, żołnierze, szlachta poczęli wysypywać się na majdan Dzwonnicy pobiegli
do dzwonów i wkrótce ozwały się wszystkie: wielkie, mniejsze i małe, jakby na pożar,
mieszając swe jęki z odgłosem trąb, które grać nie ustawały.
Rzucono zapalone lonty do beczek ze smołą, umyślnie przygotowanych i przywiązanych na
łańcuchach, następnie pociągnięto je korbami w górę. Czerwone światło oblało podnóże
skały i wówczas to jasnogórcy ujrzeli naprzód oddział konnych trębaczy, najbliżej
stojących, z trąbami przy ustach, za nimi długie i głębokie szeregi rajtarii z rozwianymi
banderiami. Trębacze grali jeszcze czas jakiś, jakby chcieli tymi mosiężnymi dźwiękami
wypowiedzieć całą potęgę szwedzką i do reszty przerazić zakonników; na koniec umilkli;
jeden z nich oderwał się od szeregu i powiewając białą chustą zbliżył się do bramy.
- W imieniu jego królewskiej mości - zawołał trębacz -najjaśniejszego króla Szwedów,
Gotów i Wandalów, wielkiego księcia Finlandii, Estonii, Karelii, Bremy, Werdy, Szczecina,
Pomeranii, Kaszubów i Wandalii, księcia Rugii, pana Ingrii, Wismarku i Bawarii, hrabiego
Paladynu Reńskiego, Juliahu, Kliwii, Bergu... otwórzcie!
- Puścić! -ozwał się głos księdza Kordeckiego.
Otworzono, ale tylko furtkę w bramie. Jeździec zawahał się przez chwilę, wreszcie zlazł z
konia, wszedł w obręb murów i spostrzegłszy gromadkę białych habitów spytał:
- Który pomiędzy wami jest przełożonym zakonu?
- Jam jest! - rzekł ksiądz Kordecki.
Jeździec podał mu pismo z pieczęciami, sam zaś rzekł:
- Pan hrabia będzie u Świętej Barbary oczekiwał na odpowiedź. Ksiądz Kordecki wezwał
natychmiast na naradę do definitorium zakonników i szlachtę.
W drodze rzekł pan Czarniecki do Kmicica:
- Pójdź i ty!
- Pójdę jeno przez ciekawość - rzekł pan Andrzej - bo zresztą nic tam po mnie! Nie gębą
ja chcę odtąd Najświętszej Pannie służyć!
Gdy zasiedli wszyscy w definitorium, ksiądz Kordecki oderwał pieczęcie i czytał, co
następuje:
?Nietajno wam, zacni ojcowie, z jakim umysłem przychylnym i z jakim sercem byłem zawsze
dla tego świętego miejsca i dla waszego Zgromadzenia, również z jaką stałością otaczałem