W głosie jego tyle było prawdy i nieudanej rozpaczy, że obecni mimo woli zadrżeli, jakoby
niebezpieczeństwo było już bliskie, a pan Zamoyski rzekł:
- Przecie i tak pilną uwagę mamy na okolicę i reparacje w murach się prowadzą. W dzień
możemy puszczać ludzi na nabożeństwo, ale ostrożność godzi się zachować choćby właśnie
dlatego, że król Carolus odjechał, a Wittenberg żelazną podobno ręką rządzi w Krakowie i
duchownych nie mniej od świeckich uciska.
- Choć w napad nie wierzę, ale przeciw ostrożności nic nie mam! -odpowiedział pan Piotr
Czarniecki.
- A ja zakonników do Wrzeszczowicza wyślę - rzekł ksiądz Kordecki - z zapytaniem: czyli
to salwa-gwardia królewska nic już nie znaczy?
Kmicic odetchnął.
- Chwała Bogu! chwała Bogu! - zawołał.
- Panie kawalerze! -rzekł do niego ksiądz Kordecki - Bóg ci zapłać za dobrą intencję...
Jeśliś nas słusznie ostrzegł, wiekopomną będziesz miał zasługę względem Najświętszej
Panny i ojczyzny; ale się nie dziwuj, żeśmy twoją chęć z niedowierzaniem przyjęli. Nieraz
nas już tutaj straszono: jedni czynili to z zawziętości przeciw wierze, by czci
Najświętszej Pannie uszczknąć; drudzy z chciwości, aby coś uzyskać; trzeci dlatego tylko,
aby nowinę przynieść i powagi w oczach ludzkich nabrać, a może byli i tacy, których
złudzono - jako przypuszczamy, że i ciebie złudzono. Dziwnie szatan jest na to miejsce
zawzięty i dokłada wszelkich starań, aby nabożeństwu tu przeszkodzić i wiernych jak
najmniej do udziału w nim dopuścić, bo nic do takiej desperacji piekielnego dworu nie
przywodzi, jak widok czci dla Tej, która głowę węża starła... A teraz czas na nieszpór.
Wybłagajmy Jej łaskę, polećmy się Jej opiece i niech każdy pójdzie spać spokojnie, bo
gdzież ma być spokój i bezpieczeństwo, jeśli nie pod Jej skrzydłami?
I rozeszli się wszyscy.
Gdy nieszpór się skończył, sam ksiądz Kordecki wziął do spowiedzi pana Andrzeja i
spowiadał go długo w pustym już kościele; po czym leżał pan Andrzej krzyżem przed
zamkniętymi drzwiami kaplicy aż do północy. O północy wrócił do celi, rozbudził Sorokę i
kazał się przed spoczynkiem ćwiczyć, aż mu barki i plecy krwią spłynęły.
tom II
Rozdział XIII
Nazajutrz z rana dziwny i niezwykły ruch panował w klasztorze. Bramy były wprawdzie
otwarte i nie tamowano przystępu pobożnym, nabożeństwo odbywało się zwykłym trybem, ale
po nabożeństwie nakazano wszystkim obcym opuścić obręb klasztoru. Sam ksiądz Kordecki, w
towarzystwie pana miecznika sieradzkiego i pana Piotra Czarnieckiego, oglądał
szczegółowie blanki i skarpy podtrzymujące mury z wewnątrz i z zewnątrz. Nakazano też tu
i ówdzie poprawki; kowale w mieście dostali rozkaz przygotowania osęków, dzid,
poosadzanych na długich drągach, kos, sztorcem na drzewcach zatkniętych, maczug i kłod
ciężkich, nabijanych hufnalami. A ponieważ wiedziano, że i tak w klasztorze był znaczny