mógł być wyspowiadany, gdyż żal za winy do tego mnie skłania. Nazwisko swoje prawdziwe
też powiem ci, ojcze wielebny, pod tajemnicą spowiedzi, nie inaczej, bo źle do mnie ludzi
uprzedza i do poprawy przeszkadzać mi może. Przed ludźmi chcę się zwać Babiniczem, od
jednej mojej majętności przez nieprzyjaciela ogarniętej. Tymczasem ważną przywożę
wiadomość, której wysłuchaj, ojcze, cierpliwie, gdyż o ten przybytek święty i o klasztor
chodzi!
- Chwalę intencje waszmości i poprawy życia przedsięwzięcie - odrzekł ksiądz przeor
Kordecki.
- Co do spowiedzi, nieleniwie chęci twojej dogodzę, a teraz słucham.
- Długom jechał -rzekł na to Kmicic - siła widziałem i namartwiłem się niemało... Wszędy
umocnił się nieprzyjaciel, wszędy heretykowie głowę podnoszą, ba, sami nawet katolicy do
obozu nieprzyjaciela przechodzą, który tym, jako i zdobyciem dwóch stolic uzuchwalony, na
Jasną Górę teraz świętokradzką rękę podnieść zamierza.
- Od kogo masz waszmość tę wiadomość? - spytał ksiądz Kordecki.
- Nocowałem ostatniej nocy w Kruszynie. Przyjechali tam Weyhard Wrzeszczowicz i cesarski
poseł Lisola, który z dworu brandenburskiego wracał, a do króla szwedzkiego zdążał.
- Króla szwedzkiego nie ma już w Krakowie - odrzekł na to ksiądz patrząc przenikliwie w
oczy pana Kmicica.
Lecz pan Andrzej powiek nie spuścił i tak mówił dalej:
- Nie wiem ja, czy on jest, czy go nie ma... Wiem, że Lisola do niego jechał, a
Wrzeszczowicza przysłano, aby eskortę zluzował i dalej go prowadził. Obaj rozmawiali przy
mnie po niemiecku, nic się mojej obecności nie strzegąc, gdyż nie myśleli, abym mógł ich
mowę wyrozumieć, którą ja z dzieciństwa znając tak dobrze jak i polską, to wymiarkowałem,
że Weyhard instygował, aby klasztor zająć i do skarbca się dostać, na co od króla
otrzymał pozwolenie.
- I waszmość to na własne uszy słyszałeś?
- Tak, jako tu stojÄ™.
- Stanie się wola boska ! - rzekł spokojnie ksiądz.
Kmicic zląkł się. Sądził, że ksiądz nazywa wolą boską rozkaz króla szwedzkiego i o oporze
nie zamyśla, więc rzekł zmieszany:
- W Pułtusku widziałem kościół w szwedzkich rękach, żołnierzy w karty w przybytku bożym
grających, beczki piwa na ołtarzach i niewiasty bezwstydne z żołnierzami.
Ksiądz wciąż patrzył prosto w oczy rycerza.
- Dziwna rzecz -rzekł - szczerość i prawda patrzą ci z oczu...
Kmicic spłonął.
- Niech tu trupem padnę, jeśli to nieprawda, co mówię!
- W każdym razie ważne to wieści, nad którymi naradzić się wypadnie. Waszmość pozwolisz,
że poproszę tu starszych ojców i kilku zacnej szlachty tu u nas teraz mieszkających,
którzy nas radą w tych okrutnych czasach wspierają. Waszmość pozwolisz..