lektory on-line

Krzyżacy - Strona 394

żałosna.
Na modrym niebie nie było żadnej chmurki i świat cały wygrzewał się w złotym blasku
słonecznym.
Rozdział XXVIII
Przyszli na koniec ze zwłokami dziewczyny do borów spychowskich, na których granicy
stróżowali dniem i nocą zbrojni pachołkowie Jurandowi. Jeden z nich skoczył z wieścią do
starego Tolimy i do księdza Kaleba, inni poprowadzili orszak z początku krętą i zapadłą,
a potem szeroką leśną drogą aż do miejsca, gdzie bór się kończył, a poczynały się
rozległe wilgotne grudzie i grząskie, rojne od błotnego ptactwa trzęsawy, za którymi na
suchej wyżni leżał spychowski gródek. Poznali też wraz, że już żałobna wieść o nich
doszła do Spychowa, gdyż zaledwie wychylili się z leśnego cienia na jasne błonie,
doleciał do ich uszu odgłos dzwonu z gródkowej kaplicy. Wkrótce potem ujrzeli idącą z
dali naprzeciw liczną drużynę ludzi, w której byli mężowie i niewiasty. Gdy gromada owa
zbliżyła się na trzy lub dwa strzelenia z łuku, można już było rozróżnić osoby. Na czele
szedł sam Jurand, podtrzymywany przez Tolimę i macający przed sobą koszturem. Łatwo go
było poznać po ogromnym wzroście, po czerwonych jamach w miejsce oczu i po białych,
opadających aż na ramiona włosach. Obok postępował z krzyżem i w białej komży ksiądz
Kaleb. Za nimi niesiono chorągiew z Jurandowym znakiem, przy której szli zbrojni "woje"
spychowscy, a za nimi niewiasty zamężne w nałęczkach na głowach i przetowłose panny. Na
końcu gromady ciągnął wóz, na którym miano złożyć zwłoki.
Zbyszko, ujrzawszy Juranda, kazał postawić nosze na ziemi, które sam niósł do tej chwili
od strony wezgłowia, za czym, posunąwszy się ku niemu, jął wołać takim okropnym głosem,
jakim woła niezmierna boleść i rozpacz:
- Szukałem ci jej, pókim nie znalazł, i odbiłem, ale ona wolała do Boga niż do Spychowa!
I boleść złamała go zupełnie, albowiem padłszy na piersi Juranda, objął go za szyję i
począł jęczeć:
- O Jezu, o Jezu! o Jezu!...
Na ów widok wzburzyły się serca zbrojnej czeladzi spychow-skiej i poczęli bić włóczniami
o tarcze, nie wiedząc, jak inaczej swój ból i swoją chęć pomsty wyrazić. Niewiasty
uczyniły lament i zawodząc jedna przez drugą, podnosiły zapaski do oczu albo też całkiem
pokrywały nimi głowy, wołając wniebogłosy:
"Hej! Dola! Dola! Tobie wesele, a nam płakanie. Śmierć cię skosiła, Kościej cię zabrał -
oj! oj!"
A niektóre, przechylając w tył głowy i zamykając oczy, wołały znów:
"Żle ci tu było, kwiatuszku, z nami - źle? Ostał się rodzic w wielkiej żałobie, a ty już
chodzisz po boskich pokojach - oj! oj!"
Inne na koniec wymawiały zmarłej, że się nie ulitowała tatkowego i mężowego sieroctwa i
łez. A był ten lament i ten żal na wpół śpiewem, bo nie umiał ów lud inaczej swojego bólu
wypowiadać.
Nasi Partnerzy/Sponsorzy: Wartościowe Virtualmedia strony internetowe, Portal farmeceutyczny najlepszy i polecany portal farmaceutyczny,
Opinie o ośrodkach nauki jazy www.naukaprawojazdy.pl, Sprawdzony email marketing, Alfabud, Najlepsze okna drewniane Warszawa w Warszawie.

Valid XHTML 1.0 Transitional